Koty znają ludzki język. Mam na to dowód. Przez kilka dni była u mnie przyjaciółka. Bardzo chwaliła mojego Oreo, że taki grzeczny. - Twój Oreo się obudzi i cichutki. Czeka, aż ty wstaniesz. Bo wiesz, u mnie piąta rano i mój Carlos zaczyna drzeć mordę. Nie reaguję, bo chcę dospać, więc zaczyna zrzucać rzeczy z półek. I tak już wszystko chowam na noc, ale zawsze coś znajdzie. I zaczyna skakać po drukarce. Wstaję z myślą, że go zaraz zabiję. Idę do wc, siedzę na klopie, ten przyłazi i się łasi. Rozbraja mnie i nie chcę już go zabić.
Zauważyłem, że Oreo podczas tej rozmowy uszy chodziły jak radary, ale myślałem, że muchę namierza. Myliłem się. Do wyjazdu przyjaciółki dbał o swój pijar, po jej wyjeździe się zaczęło. Piąta rano Oreo drze mordę. Wstaję, sprawdzam. Bufet zaopatrzony, kuweta niezdewastowana. Czego on chce? Kładę się, bo jeszcze kwadransik. Nakładam poduszkę na głowę. Ten wciska kinola i smyra mnie wąsami. Nakrywam się całą kołdrą. Nie da rady, tak drze japę. „Miaaaaał, maaaaaaaaaa, miauł, miaułłł!!!!” Sąsiedzi pomyślą, że się nad gadziną znęcam. Odrzucam wściekle kołdrę, równie wściekły wstaję i słyszę: „grrrr, grrrr”. Idę do toalety, siadam na klopie, a Oreo już na plecach przy pralce leży, bębol do myziania wystawia i „grrrr, grrrrr”. I patrzy tymi ślicznymi gałami. I pańcio już myśli jaką mu tu saszetkę smakowitą na śniadanko podać. Ot, usłyszał od mojej przyjaciółki co inne koty z właścicielami robią i też tak chce.
P.S. Przyjaciółka ochrzan dostała, że mi kota zepsuła.
|