20-02-2011, 10:12 #8 Komandor Stan zapasów strategicznych państwa
Na ten temat wiem najmniej. Radziłbym poszukać wiedzy u jakiegoś logistyka czy kogoś z odpowiednich ministerstw. Moja wiedza, że nie jest najlepiej jeżeli nie tragicznie, opiera się tylko na przesłankach. Minimum takich zapasów powinno pozwolić na pełne funkcjonowanie państwa, czyli gospodarki, zaopatrzenia ludności i zabezpieczenia działań wojennych SZ ale też i działań Straży Pożarnej, sił porządkowych, OC, służby zdrowia w warunkach pełnej mobilizacji i intensywności działań na okres około 6 miesięcy. Oczywiście przy wprowadzeniu pewnych ograniczeń i reglamentacji podstawowych dóbr. Nikt nie pozwoli przecież marnotrawić zapasów na produkcję zabawek czy Fiata Pandy.
Za PRL takie zapasy były właśnie na ten okres a w niektórych dziedzinach nawet na rok (paliwa, żywność). Zostało to zniszczone przez szalejącą Solidarność. Jej członkowie w latach 80-tych prześcigali się w wykrywaniu nadmiernych zapasów w różnego rodzaju PGR-ach, POM-ach, GS-ach i innych zakładach. Chcieli pokazać, że rząd ukrywa przed narodem pożądane towary. Pokazywali też to jako paradoksy socjalistycznej państwowej gospodarki. Bo przecież żaden prywatny właściciel nie trzymał by u siebie nadmiernych zapasów czasami całkowicie mu nie przydatnych rzeczy. Tu benzyna na karki a mały PGR trzyma kilkadziesiąt tysięcy ton paliwa chociaż ma tylko 3 kombajny i 5 traktorów! Jakiś tam POM ma półki zawalone częściami do maszyn. I to niektóre cholera wie od czego. Bo nie pasują do żadnego kombajnu czy ciągnika. No i rozpirzyli ! A to były właśnie zapasy strategiczne. Bardzo mądrze rozśrodkowane na terenie całego kraju. I tu znowu kłania się wspomniana świadomość. Żaden z tych ludzi nie wpadł na to do czego służą te zachomikowane rzeczy, Nie zastanowił się. I tak już zostało, czego przykładem jest chociażby red. M. MKOŁAJCZYK oburzając się jak to złe państwo i durni urzędnicy karzą trzymać zapasy paliw co podnosi znacznie cenę tych na stacji benzynowej (w artykule „Jechać albo żyć”). Nawet informacja o wyraźnych dyrektywach z Unii (i całe szczęście, że takie są bo my to byśmy przeżarli wszystko od razu nie martwiąc się o jutro) go nie zraża przed krytyką i nawoływaniem do rozliczania polityków. Twierdzi, że od roku 1975 użyliśmy je tylko raz - więc niepotrzebne. To tak jak wały przeciwpowodziowe. W sumie to przed rokiem 1997 też były mało używane. Szczególnie w dużych miastach. Koncerny paliwowe też są pewnie za likwidacją rezerw. Bo to przecież kłopot i koszty. Ale naiwnością jest myśleć, że obniżą cenę paliwa. Raczej zwiększą sobie zyski. Ponieważ takich zachowań i doniesień jest więcej śmiem twierdzić, że z tymi zapasami jest raczej, źle. A byłoby tragicznie gdyby nie mądra Unia i jej przepisy.
Organizacja SZ, w tym systemu dowodzenia
To temat zbyt szeroki do omówienia w tak krótkiej i pobieżnej analizie. Można tu jedynie zaznaczyć, ze wskazane byłoby utworzenie batalionowych i brygadowych grup bojowych zdolnych przerzutu różnymi środkami transportu (lotniczego i morskiego) i do samodzielnego działania w oddaleniu od kraju w tym samowystarczalnych przez 14-30 dni. Budując poszczególne kontyngenty wojsk, do zróżnicowanych zadań w kraju i na misjach zagranicznych można by się oprzeć na ich modułowej organizacji. Należy powoli odchodzić od sztywnej organizacji w dywizje i brygady często o jednorodnym charakterze sił – np. pancerne, zmechanizowane, saperów czy artylerii. Organizacja pokojowa w dywizje i brygady powinna być (jeżeli w ogóle) utrzymana tylko do celów szkoleniowych. Ale to śpiewka przyszłości.
Jeśli zaś chodzi o system dowodzenia to ostatnie zmiany z utworzeniem DO SZ, DSSpec, itd. zmierzają w dobrym kierunku. I mam nadzieję, że po odejściu Stachowiaka już nikt tego trendu nie zepsuje. W wielkim skrócie powinny istnieć: Sztab Generalny – jako dowództwo strategiczne, wytyczające kierunki rozwoju i ogólną strategię obronna państwa. Dbający też o sprawy szkolenia, mobilizacji itd. Wraz z MON i innymi organami rządowymi tworzący w czasie kryzysu militarnego strategiczny organ dowodzenia państwa. Na szczeblu operacyjnym powinien następować rozdział na sferę szkoleniową i utrzymania wojsk – tzw „provider” oraz czysto operacyjny zajmujący się prowadzeniem działań - „user”. Pierwszą z nich stanowią Dowództwa RSZ (WL, SP, MW, Sspec.) a drugą DO SZ.
Na szczeblu taktycznym DO SZ podlegają dowództwa komponentów - Centrum Operacji Morskich (COM), Powietrznych (COP) i nie istniejące COL oraz COSpecj. To ostanie ze względu na swoja specyfikę może podlegać również bezpośrednio pod dowództwo strategiczne,
I taki był w sumie zamiar, zgodny z systemem NATO i poszczególnych państw członkowskich. No ale jak to u nas wyszło tak częściowo. Ponieważ nie do końca ograniczono rolę dowódców RSZ. Powinni skupić się do dostarczania wyszkolonych sił do operacji, ich uzupełniania i zaopatrzenia w miarę potrzeb i nie mieszać się do ich bojowego wykorzystania. W praktyce próbują się mieszać. Czuja się jak właściciele. Ich stronę brał m.in. Stachowiak twierdząc – kto szkoli ten dowodzi.
Ale ogólna organizacja wojsk nie jest aż tak zła aby drzeć koty. No może w MW powinno się otrzymać dwie flotylle obrony wybrzeża a zlikwidować 3 FO. Ona i tak, tak naprawdę nie ma zadań czasu W, Siły uderzeniowe (okręty podwodne, rakietowe, fregaty ale też i rozpoznawcze) przechodzą pod bezpośrednie dowodzenie dowódcy MW (a powinny COM) a reszta to dziwny zlepek okrętów – szkolne (w tym żaglowiec), pomocnicze, hydrograficzne. Po likwidacji 9 FOW przeszły do 3 FO również jednostki saperów, chemików i artylerii przeciwlotniczej, z którymi nie za bardzo wiedzą co robić. Brak doświadczeń, specjalistów itp.
Brakuje nam zaś zdecydowanie zorganizowanych w jednostki sił rezerwy lub zlikwidowanej głupio OT. Szerzej o tym również poniżej.
Oj chyba w tym temacie się trochę zapętliłem... ;P
Liczebność i uzbrojenie
Teoretyczny stan liczebny SZ określony na ok 100 tyś ludzi uważam za rozsądny. Można by go nawet zmniejszyć do 80 tyś Przy założeniu jednak, ze na wzór innych państw będziemy posiadali odpowiednie siły rezerwy o wysokim poziomie wyszkolenia i gotowości. Jednak nie na zasadzie tworzonych obecnie ale z własną organizacją w jednostki wojskowe, bardziej na kształt byłych brygad OT. A jeszcze lepiej na wzór amerykański czy kanadyjski
Uzbrojenie – cóż szkoda gadać i pisać.
Często mówi się również o nadmiarze „wodzów” w stosunku do „indian”. I tu się nie do końca zgodzę. W obecnym kształcie SZ ten pogląd ma dużo racji ale przy innej organizacji i ich wykorzystaniu nie do końca. Dobrego żołnierza (szeregowca) można wyszkolić w pół roku, młodszego podoficera (kapral-plutonowy) w rok, starszego (sierżant-chorąży) w dwa do trzech. Ale już oficera minimum 6 lat a wyższego szczebla dowódcę lub sztabowca lat kilkanaście a czasami ponad 20 (liczone ze szkołą) i kosztuje grube miliony. Marnotrawstwem byłoby więc pochopnie pozbywać się tych ludzi. Powinni natomiast oni po części zostać wykorzystani w stałych sztabach i dowództwach jednostek sił rezerwy (czy OT) a po części zasilić jej szeregi jako rezerwiści. Z tym aspektem po części wiąże się inne zagadnienia – wyszkolenie i zasoby kadrowe.
Stan wyszkolenia
Z całą odpowiedzialnością za swoje słowa mogę stwierdzić, ze wyszkolenie leży i kwiczy. Bzdurą jest gadanie polityków, że wojsko szkoli nam się dzięki i na misjach. Nabiera doświadczenia, to tak, ale nie szkoli na miły bóg. Powinno tam jechać już wyszkolone!!! Pośrednio, wszyscy „mądrzy” politycy i ich totumfaccy generałowie ale też i niektórzy ulegli dziennikarze przyznają, że na wojnę wysyłamy nie wyszkolonych żołnierzy. A potem się dziwią jak który głupio zginie.
A na szkolenie w kraju po prostu brak pieniędzy. Bo kiedy odbyły się jakieś większe ćwiczenia? Anakonda kilka lat temu. A i ona to ćwiczenie z bardzo ograniczonymi siłami. Dobrze chociaż, że kompleksowe kilku rodzajów SZ, Gdzie jej tam do tych „Tarcz” z okresu PRL-u. Ale co tu mówić o manewrach. Podam taki przykład: Jak przyszedłem na dywizjon trałowców średnio okręt miał 1000-1200 motogodzin na szkolenie. A starzy oficerowie narzekali, że wiecznie z roku na rok tną i jak tu szkolić. Ten limit wystarczał na ok 100 dni szkolenia w morzu (przy założeniu pracy mechanizmów od 10-12 godzin, reszta to kotwica i dryf). Na dozory i inną działalność operacyjną (patrole, dyżury, akcje ratownicze) był osobny limit – a też podczas nich się szkoliło. Jak zostałem dowódcą okrętu pod koniec lat 80-tych limit zmalał do ok. 800 mtg na wszystko a ok roku 1994 do 600. A służbę zasadniczą na okrętach skrócono z 3 lat do roku. A jak byłem dowódcą dywizjonu w 2004 na cały dywizjon (wówczas 9 okrętów) miałem ok. 2000 mtg. A doszły takie nowe zadania jak uczestnictwo w stałych zespołach sił minowych NATO, ćwiczenia Natowskie itd. Praktycznie więc szkoliły się i pływały tylko zmodernizowane „blaszaki” - Niszczyciele Min w liczbie 3. „Plastiki” stały. I tak stało się wszędzie. I nadal idzie ku gorszemu.
_________________ ***** ***
Ostatnio zmieniony 19 wrz 2014, 2:09 przez wa ma, łącznie zmieniany 1 raz
|