Nie ukrywam że początkowo też się bardzo bałam, ale na litość boską, ileż można?
Tak jak mój sąsiad, z racji wieku bardzo bał się covida, do tego stopnia że przestał wychodzić poza obręb swojego domu i ogrodu. Obiady dowozi mu lokalna gar kuchnia, zakupy dowozi ktoś z rodziny .
I tak się bidocek bal tego covida, że mało nie kopnął w kalendarz z powodu wylewu.
Teraz nawet jakby bardzo chciał wyjść z tej chałupy, to bez pomocy nie zdoła.
Rozumiem strach i obawy, serio, ale nie potrafię pojąć, że wobec faktów, które jednoznacznie przemawiają za tym że wiele obostrzeń to totalna bzdura, która nikogo przed niczym nie chroni, są ludzie, którzy nadal są ich zwolennikami.
Do nich już nawet wizja głodu nie przemawia, ogólnoświatowej wojny, bo przecież do tego to zmierza.
A może nie tyle zmierza, co będzie skutkiem.
W internetach nie brakuje filmów z zamieszek, protestów.
Z tego jak pięknie ludzie wzięli sprawy w swoje ręce choćby w Kanadzie (
https://m.facebook.com/groups/914358359 ... 485051805/)
(
https://www.facebook.com/groups/5126159 ... 939926343/ )
To powoduje, że mam nadzieję iż jeszcze będzie normalnie.
Chociaż z drugiej strony powinnam mieć to w dupie.
Mieszkam na obrzeżach, mogę całymi dniami brykać bez maski po lasach i łąkach, i żaden pajac z pałą mnie nie dopadnie.
Wolą przyjechać pod mały sklepik w każdą niedzielę i dawać mandaty gówniarzom i staruszkom bez masek.
Mam przyjaciół w gorach, na wybrzeżu, jeżeli zechcę mam u kogo się zatrzymać i nikt nie będzie mnie pytał o paszport covidowy, bo chociaż posiadam, to kiedyś straci ważność.
A ja pomimo wcześniejszych deklaracji, nie mam zamiaru przyjmować 3,4, 5 dawki. Najpierw miały 2 wystarczyć, potem przypominająca po roku, teraz co 5-6 miesięcy?
Mnie w chuja można zrobić ewentualnie dwa razy..
Przynajmniej tak to czuję na tą chwilę.
Edyta: link.
Nawet dwa.