Wy, - kurwa, - naprawdę macie wyobrażenia o pływaniu faktycznie, niczym baby w maglu.
Orgie to były ale gdy ryby dosypało. Znaczy - 10 godzin jebania w przetwórni lub na pokładzie i 4 snu - po czym abaratno - 10 roboty i 4 na sen...aż się ryba nie skończyła. Owszem, bywało, że się co nieco wypiło ale to w drodze na łowisko. Z tym, że z reguły, zanim tam się doszło, gorzałka była wypita. Bez względu na ilość jaką się zabrało !
LGBT-owcy nie mieli szans ze względu, na brak komfortu jeśli chodzi o "kameralność" .....!( ciasnota pomieszczeń oraz dwuosobowe kabiny...chyba, że w oficerskich ) Jednak służba była tak zorganizowana, że zawsze w kabinie jeden był na wachcie a jeden kimał.
Owszem, bywały sytuacje, że można było coś zorganizować ale to albo w Tokoradi czy w Lagos lub Abidżanie ( Afryka) lub później w Valparaiso lub w Montevideo ( Am. Południowa) gdy zaczęli chłopcy pływać przez Kanał Panamski.
Ale to ryzykowne imprezy bywały i to nie ze względu na zagrożenia ze strony miejscowego hultajstwa a raczej na ryzyko utraty wolności. Miejscowe dziewczyny ( z reguły Indianki ) - bowiem, biorąc poważnie obiecane im małżeństwo, nie odpuszczały tak łatwo i zdarzało się, że jednostka musiała wychodzić w morze nocą lub po interwencji miejscowej policji która musiała siłą amatorki bogatego zamążpójścia z jednostki usuwać.
Czy to jednak można nazwać orgiami...?! - myślę, że wątpię.
Ponadto, owe "orgie" bywały stosunkowo kosztowne i to nie tylko finansowo. Bywało, że po wyjściu w morze i powrocie na łowisko, we flocie operującej w tym regionie, zaczynało brakować antybiotyków na leczenie rozmaitych chorób ...z reguły pochodzenia wenerycznego którymi to choróbskami hojnie miejscowe dziewczyny naszych dzielnych zuchów obdarzały.
Nieco bardziej "bezpiecznie" bywało w krajach bliższych nam kulyurowo. Np. w takim Cuxhaven ( Niemcy...wtedy NRF ) - kolega zamówił numerek za 100 DM będąc przekonanym, że sobie ulzy za całe pół roku w morzu a tym czasem - po 5-ciu minutach ( po pół rocznym rejsie to i tak sporo...) - gdy zaczął się awanturować, że chce jeszcze raz, - jak duch - czyli z nikąd pojawił się osiłek o posturze Pudziana i koleś wylądował przed domem - a była zima w stroju Adama. Jednak Niemiec należał do tych dobrych i po chwili wyleciały za nim ciuchy.
Jak więc koledzy widzą, owszem, czasem i jakaś "impreza się i odbyła ale rzadko.
Taniej i bezpieczniej było zorganizować coś kraju rodzinnym a najlepiej na łonie rodziny. Może to i nudnawe w końcu bywało ale za to z gwarancją bezpieczeństwa.....