Komandorze, może zamiast zniżać się do kloacznego poziomu dyskusjami o spawaczach, choć mnie akurat nie dziwi fascynacja samozwańczego Ształdyngera akurat tym zawodem, poczytaj sobie mojego Kolegę (
) który zdecydowanie sprawniej posługuje się językiem polskim, a i przekaz jakby trochę ambitniejszy od intelektualizowania własnych fobii i nienawiści.
Podobno słowem „demokratura” posługiwał się w swej literackiej twórczości Szwed Vilhelm Moberg. Rozumiał pod tym pojęciem powszechny stan umysłów, które żyją w warunkach zgrzytliwie przeczących demokracji, ale przekonanych, że to właśnie demokracja nas wszystkich otula.
Ja też mam skromny udział w opisywaniu tego paradoksu. Np. w 2012 roku napisałem do Profesora Antonio Negri krótkie zaproszenie do Polski (miałem jeszcze wtedy jakieś „moce sprawcze”), załączając nano-opis niepokojącego procesu, który pojmuję jako „przemożny”, niezależny od konkretnej woli politycznej:
https://publications.webnode.com/news/c ... in-europe/ . Redaktor St. Bratkowski jasno zasygnalizował mi wtedy: na temat Mega-Neo-Totalitaryzmu nie będziemy w Studio Opinii deliberować. Szkoda…
Najlepszym, dla mnie najbardziej dobitnym przykładem demokratury jest państwo za-oceaniczne. Mój Czytelnik wie, że ogólnie nie wybieram się do Ameryki, choć mam tam dziesiątki życzliwych znajomych i czekałoby mnie wiele atrakcji. Ale są granice łamania zasad: nie będę obcował z Państwem (nie mylić z Krajem czy Społeczeństwem), które stoi na założycielskim ludobójstwie, na „zbrodniczej turystyce zatrudnieniowej” z Afryki i na ruinie zastanej cywilizacji, które ma najbardziej rozbudowaną inwigilację obywateli własnych i rządów cudzych, gdzie rządzi soldateska i giga-biznes, gdzie służby mogą z człowiekiem zrobić bezkarnie wszystko, gdzie maccartyzm dorównał opryczninie i inkwizycji razem wziętym, gdzie funkcjonują zagłębia „legalnej kradzieży” patentów i praw autorskich, odsysania i drenażu kadr artystycznych, filozoficznych i naukowych, gdzie sztaby wciąż knują, jaki by tu nowy zamach stanu sklecić kosztem obcych krajów w dowolnym miejscu Globu, a które pod pretekstem obrony przez Nie-Wiadomo-Kim jeszcze wciska obecnym polskim władzom sprzęt wojskowy, za nasze pieniądze godne kilku lepszych misji, a w rzeczywistości przenosi jedynie (my za to płacimy) swoje możliwości zaczepne bliżej wytypowanych przez siebie „enemies”. I na koniec wmusi w nas swoją Neo-Chasydię (kto chce ten znajdzie na moim blogu).
Takie oto Państwo (jeszcze raz: nie mylić z Krajem i Społeczeństwem) uchodzi za najfajniejszą demokrację świata i Historii. Wtóruje mu Unia Europejska, która wyciera sobie podłogę najlepszymi nazwiskami, a powstała na pruskim, potem hitlerowskim koncepcie Großdeutsches Reich (Rzesza Wielkoniemiecka), przerobionym przez czynnego ideologa nazizmu, „pominiętego” przez wymiar sprawiedliwości Waltera Hallsteina, później pierwszego „przywódcę demokratycznej Europy”.
P.S.
A to powinno być motto przewodnie partii lewicowej, a nie pierdolenie o feminiźmie, LGTB i reszcie liberalnych bzdurek nowoczesnych biedroniowców i zandbergowców.