O !
To gusta mamy podobne za wyjątkiem kawioru. Lubię ....nawet bardzo.
Mógł bym go łyżkami......tylko ta cena mnie wkurwia.
Jeśli chodzi o krewetki: - ze wstydem muszę się przyznać, że nie jadłem.......nie wiem jak toto przyprawić. Jadam raki. Jeśli to podobne w smaku, - to pychota. Była, a może i jeszcze jest, - w Poznaniu taka restauracja w której podawano wspaniałą zupę z tych skorupiaków. Ilekroć jechałem przez Poznań, - a swego czasu co najmniej trzy-cztery razy w roku, zawsze robiłem przerwę i zapychałem na zupkę.
Następnie odwiedzałem kuzynów i .......po dwóch, trzech dniach, zu ruck ! - na dworzec. Ale już trzeźwy jak niemowlę.
Za nim jednak wsiadłem do pociągu, abaratno - zupka z raków.
Ostryg natomiast, - ale to jakaś inna odmiana, - obżarłem się pływając. Sporo tego wyławiało się podczas trałowania włokiem dennym. Później Amerykańce zabronili stosowania tej metody połowu gdyż włok, ciągniety po dnie, zabijał homary i langusty oraz niszczył florę i faunę denną. Skończyły się homary i ostrygi. Ale 20-to i 30-to kilogramowe dorsze, czarniaki i plamiaki (taka atlantycka odmiana dorsza) - nie należały do rzadkości. Również Halibuty ( 50 i więcej kg.) bardzo smaczne ryby ale te jedynie z dna......! A więc niewiele....! Sporo poławiało się węgorza lub jego odmiany - kongera.
Czasem i dziesięć sztuk było z zaciągu. Pychota........te mogę jeść na okrągło.......
Dziś jednak - już trzeci dzień bażant ! ale też nieźle........znaczy - obleci.
Kudy jemu tam jednak do halibuta czy kongera......