U mnie, w sobotę, wieczorem, 15 czerwca, tu zapisuję tą wiekopomną chwilę, po miesiącu bez opadu, coś spadło.Dobrze, że bez wielkich perturbacji. Najpierw coś tam popierdywało, odchodziło, potem znowu popierdywało, potem się wściekło i zaczęło groźniej.No ty my chodu, do domu, przede wszystkim, wyłączyć internety i postawić gromnicę na gromy, jak nazwa słusznie wskazuje. (z tą gromnicą, oczywiście, żartuję). Potem zaczęło coś kapać. No to ja chodu patrzeć, a gromy walą, od okna do okna, góra, dół, ulica, podwórko, ogródek, dach garażu, i oborotno. No, ulica zaraz wysychała, reszta podglądów też. Potem, za kilka minut, zapowiedziany gromami, wszedł elegancko dżentelmen deszcz. Spokojny, układny, nie awanturujący się gość. Popadał, oczywiście w asyście obstawy, do 30-40 minut. Potem odszedł, ale w nocy wrócił. Pokropił swoje terytorium jeszcze trochę, abyśmy pamiętali, że on jeszcze wróci. Kiedy, sam nie wie. Może znów za miesiąc?
18.06. Jestem po koszeniu upadłego trawnika w moim ogródku. Jakieś 500 m kwadratowych, bo reszta to dom i uprawy grządkowe. Koszenie po tym cudownym deszczu z 15.06 było niezbędne. Jedyny,możliwy termin. Trawnik prawdopodobnie i tak się nie podniesie. Nadziei na ponowny deszcz, żadne, za to plecy zjarane...
_________________ Nie bierzcie życia tak poważnie i tak nie wyjdziecie z niego żywi.
|