zritah pisze:
Mnie pogrzeby katolickie też wbijają w glebę.
Rodzinne muszą się odbyć według rodziny umarłego, a nie życzenia umarlaka,
czyli jego dupa po śmierci nie rządzi, a rodzina.
Zwykle unikam wycia ksiondzów w kościołach lub kaplicach cmentarnych.
Stawiam lub stawiamy się z mężem na sam akt pogrzebania tego, który umarł.
Dla jego honoru, cześci i szacunku.
Natomiast miałam honor uczestniczyć w dwóch pogrzebach świeckich.
Porównywanie do kościelnych nie ma sensu.
Bo kościelne spadają na same dno.
Pewnie masz sporo racji w tym, co napisałaś.
Ja jednak nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że ze zdaniem zmarłego nikt się nie liczy.
Ja się liczyłem. Wiele razy rozmawialiśmy z Elą ( gdy już wiedziała, że szanse na powrót do zdrowia
są nierealne ) - o formie pogrzebu. I kiedyś stwierdziła, że nie życzy sobie, by -tu cytat: " być pochowaną przez jakiegoś pedofila".......!
To była trudna rozmowa. Jednak poprosiłem ją, by to powtórzyła, gdy będą dzieci.
I tak się stało. Gdy nadszedł ten moment, powtórzyłem to rodzinie żony co oczywiście spowodowało awanturę. Usiłowano mi narzucić inne zdanie. Jednak miałem wsparcie w dzieciach, które były zdania, że wola mamy jest święta. I tak się stało.
Pogrzeb odbył się w/g ceremonii świeckiej po czym, już po fakcie, dowiedziałem się ,że sporo osób było zaskoczonych kulturą celebransa, tematem mowy jaką wygłosił oraz samą ceremonią.
Co gadali za moimi plecami, - wisi mi i powiewa.
W dodatku żaden klecha mi pod nos "tacy" nie podstawiał a i koszt był chyba o połowę mniejszy.
Nie to jednak było najważniejsze. Oboje z Elą byliśmy ateistami ( ja oczywiście jestem nim nadal.).
Tu jednak może być problem, gdy podobny dylemat wystąpi na wsi czy w mniejszej miejscowości
gdzie cmentarz jest własnością klechy i ten może robić trudności.
Na szczęście u nas tego nie było choć byłem przygotowany na awanturę z klechą.
Ale wtedy mogło by się to skończyć jak w przypadku opisanym przez Wiarka...........