Killashandra Ree pisze:
Ta pomoc humanitarna lądująca w Kolumbii wygląda na duży kaliber.
Mnie tam nadzór właścicielski i kontrola nie dziwi, w końcu są u siebie.
Każda własność wymaga dozoru, kontroli i czasem pomocy, prowadzonej przez właściciela.
W innej sytuacji, gdy takiej kontroli nikt nie sprawuje, po latach, miejscowi aborygeni są w stanie doprowadzić do sytuacji w której nie tyko "nic nie wiadomo" to jeszcze "nikt nic nie wie" a w dokumentach urzędowych, notarialnych, mapach, księgach "wieczystych" nie to że jest bałagan, króluje w nich wirtualna rzeczywistość, nie mająca nic wspólnego z rzeczywistością materialną.
Afery związane z radosną twórczością, tuziemcy potrafią nakręcić na skalę międzynarodową i transoceaniczną.
Tym sposobem ludzie latami, prowadzą korespondencję z urzędami, mieszkają, są meldowani, rejestrowani, kupują, wynajmują, sprzedają np. nieistniejące działki, nieruchomości, chałupki, wille, przy równie wirtualnych, nieistniejących ulicach.
Ot dobrym przykładem jest adres Słowackiego16 w Milanówku, albo ul Bociania czy Lasockiego w tym samym mieście.