Cytuj:
Miało być jak zwykle, czyli nowe otwarcie i rzeczywiście było jak zwykle, czyli żadnego nowego otwarcia nie było. Im dłużej się patrzy na tę całą okołoBiedroniową inicjatywę, tym bardziej człowieka ogarnia, nawet już nie zdziwienie, ale jeden wielki niesmak.
Zwolennicy mówią, że lider. Tyle że ja nie widzę żadnego lidera, a widzę produkt. Widzę Macrona, widzę Trudeua. Widzę nie osobę – Roberta, którego przecież osobiście nie znam, ale widzę marketingowy polityczny produkt. Od koszulek, po amerykańską konwencję, przez przekaz medialny wyszorowany i wymyty z jakichkolwiek autentycznej treści i emocji. Gdzie jedni widzą polityka, który zmieni oblicze ziemi, tej ziemi, ja bardziej widzę faceta, który chce mi opchnąć drogie garnki. Gdy jedni krzyczą „wreszcie nowa polityka”, ja widzę kolejny biznesowy wpis do portfolio Jakuba Bierzyńskiego, który niczego w polityce nie zmieni, bo intelektualnie nie potrafi niczego nowego ogarnąć, co wie każdy, kto czytał jego „marketingowe analizy”. Więc gra ten sam biznesowy kejs, tylko sobie twarze na plakatach podmienił. Gdy jedni widzą polityczny spryt i tak bardzo się cieszą, ale cwaniak, ale innych rucha ten Biedroń, ja widzę zwykłe parcie do władzy. I jeśli teraz, tak się cieszycie, że Biedroń taki elastyczny i dostosowany, to jaką macie pewność, że w tej elastyczności nie zrezygnuje ze swoich od Sasa do Lasa postulatów, dajmy na to w zamian za stołki od Schetyny? Albo że dostosuje się do koalicji z Jarkiem, który odda mu połowę ministerstw, żeby dalej mogli koledzy partyjni kraść, szabrować i na robotę w Orlenie podrywać kobiety na rocznicach smoleńskich? Gdzie jest tak granica, macie jakieś pomysły? Bo przecież elastyczny polityk odpowie Wam dokładnie takim samym językiem, jaki Wy, drodzy cynicy spóźnionej godziny, tłumaczycie nam, maluczkim, że na tym właśnie polega polityka.
Gdy więc jedni widzą biedroniowy spryt, ja widzę cynizm. Kiedyś tam kiedyś napisałem, że trzecią siłą może być polityk, który postawi na empatię i miłość, bo wszyscy wszystkich w Polsce nienawidzą. Ale Biedroń, póki co, nie stawia na miłość, na empatię. Stawia na pychę, zadowolenie, masowanie ego i cynizm właśnie. Propozycja dla partii Razem, aby w zamian za biorącą jedynkę, Razem mieli dać milion złotych i schować flagi do szafy była albo propozycją zaporową, co oznacza, że Biedroń nie potrafi nawet kulturalnie podziękować. Albo była brutalnym skokiem na wyciągnięcie kasy z malutkiej partii. Milion PLN za to, żeby jedna Agnieszka Dziemanowicz-Bąk mogła sobie posiedzieć w Parlamencie Europejskim? Przecież to jest potwarz. Potwarz i fetysz. Fetysz oparty na dziwacznej teorii, że obecności jednostki w jakimś parlamencie cokolwiek może zmienić. Nie, nie może. Nie zmienił nic żaden faszysta od Kukiza i nie zmieni żadna lewicowa posłanka. I czasu antenowego też więcej nie dostanie, bo Marcinkiewicz, Giertych i Kamiński żadnymi Europosłami nie są, a u Olejnikowej w programie mają nawet leżanki. Tak działają media. Waszą pracę, drodzy posłowie i posłanki, media mają w dupie, zwłaszcza od czasu, gdy newsy robią im stopy Tarczyńskiego i literówki Petru. Więc ten cały milion PLN to lepiej biednym rozdajcie, drogie Razemki, niż kupujcie jeden, w dodatku wcale nie tak pewny, mandat. A to że jakaś frakcja partyjna ujawniła coś w mediach, to nie żartujmy, codziennie jakaś frakcja opowiada, co się dzieje na Nowogrodzkiej albo u Tuska i nikt jakoś nie histeryzuje.
Pojawiają się głosy, że Razem jest już trupem, że haha umierają. Najgłośniej krzyczą ci wszyscy, co tak chętnie wystawiają dupsko Schetynie lub Kaczyńskiemu i cieszą się, że im konserwatywną kotwicą jeden z drugim na przemian klapsy daje. Być może Razem zdycha. Ale gdybym miał teraz postawić piniondz na to, która partia wytrzyma do wyborów 2023, czy Razem czy Wiosna, to wcale nie był bym taki pewien. Dlaczego? Ano właśnie dlatego, że mówicie, drogie liberałki, na Razemków, że to sekta. Być może w Waszym słowniku to najgorsza obelga, ale głupia sprawa, z sekciarzami tak jest, że ich się nie przekupi. Żreć piach będą, ale pójdą robić, trzymać plakaty, zbierać podpisy itd. Zrobią to, w co wierzą, bez zabiegów Bierzyńskiego, sprzedaży koszulek i sprzedaży garnków. Tak jak robili to KODziarze, kluby Gazety Polskiej i te wszystkie kluby Korwina. Wiosna, póki co, takich ludzi, ludzi testowanych żmudną partyjną robotą za wielu nie ma. Ma ludzi, których kiedyś miał Palikot i których dziś Palikot już nie ma, bo Palikota też nie ma.
I żeby nie było, tak wciąż uważam, że lepiej się z Biedroniem zgubić niż ze Schetyną znaleźć, bo chociaż jeden sprzedaje mi nowe garnki, to drugi ciągle wciska stare i podziurawione. Nie mniej jednak ja politykę, mimo pewnego cynizmu i marketingu, jako wyborca, rozumiem wciąż jako walkę o wspólną sprawę. Propozycja Biedronia na ten moment sprawę tę spuszcza w kiblu, co także z jego punktu widzenia jest bardzo, bardzo nierozważne. Bo Biedroń jest jak szef startupu, który raduje się, że kurs akcji mu właśnie strzelił w górę, a Razem jest jak naiwna, archaiczna spółdzielnia. Tylko że kurs akcji jest wartością wirtualną, a ludzie w spółdzielni są jak najbardziej realni. I gdy przychodzi, co do czego, to nie kurs akcji, ale realni ludzie zakasują rękawy i biorą się do roboty.