Panie Kowalew, Wenezuela to istotnie ważny problem, bo ten kraj dysponuje najobfitszymi na kontynencie zasobami ropy.A takie kraje bogate w surowce, zwłaszcza strategiczne, to wieczny problem dla amerykańskiej administracji, a co najmniej dla koncernów naftowych.Jak to Amerykanie, wszędzie , gdzie zwietrzą konflikt, muszą namieszać.Nie pierwszy raz podejmują działania w celu wywołania jak nie rewolucji, to co najmniej zamieszania, choćby takiego pronunciamento.W takich krajach znaleźć niezadowolonych i do tego ich wykorzystać jest niezwykle łatwo, o polityków gotowych takie działania poprzeć także.A potem spirala nakręca się sama. Za czasów Chaveza Wenezuela, Rosja, Brazylia, Chiny i Indie, no, może do tego jeszcze nieformalnie Iran,doprowadzały USA do szału rozliczaniem się w walucie narodowej, a w żadnym z tych krajów USA nie było w stanie wywołać rewolucji.Także żadnego z nich Amerykanie nie mogli formalnie zaatakować.Dlatego skupili się na zamieszaniu na Ukrainie(blisko Rosji i Bliskiego Wschodu), i na wojnie gospodarczej i celnej z Chinami.Mimo pogróżek Trumpa pod adresem Iranu jakoś Kongres nie podchwycił na szczęście tego pomysłu. Podstaw do interwencji zbrojnej w Wenezueli Amerykanie chwilowo nie mają,bo to doprowadziłoby do ogólnokontynentalnej awantury.Rzecz w tym,że tam jeszcze dodatkowo przebiega wodna granica z Kolumbią,a jak uwzględnimy takie kwestie, jak handel bronią, przemyt kokainy , baronów narkotykowych i zbrojne bandy najemników tu i ówdzie, to robi się niewesoło, bo w razie zaostrzenia sytuacji istotnie może zaistnieć podstawa do interwencji zbrojnej.
|