Muszę przyznać, że kiedyś miałem podobną historię. Wprawdzie ostatecznie nie dałem się oszukać, ale zwierzątko typu wydra chciało z premedytacją pozbawić mnie przynajmniej części połowu. Otóż wędkowałem sobie nad rzeką Gwda w Pile. Był to jeden szczęśliwych dni pod względem połowów. Złowiłem wtedy 3 ładne liny i jakiegoś leszcza. Wszystko w przedziale 1,5 - 2 kg. Ciężko było mi zakończyć pobyt nad wodą, bo dzień był dobry, tak więc złowioną rybę zapakowałem do torby i położyłem na brzegu wraz z częściowo zwiniętym już sprzętem. Jednak wędziska były jeszcze w wodzie, bo może na koniec jeszcze coś się trafi. Często tak miałem. Kiedy tak sobie stałem obserwując wędziska usłyszałem za plecami szelest. Kiedy obróciłem się zobaczyłem wydrę, która zawzięcie szarpie za moją torbę ze zdobyczą. Kiedy spostrzegła, że została zlokalizowana dała nogę w szuwary. Ja natomiast nic już nie złowiłem. Cóż przy chwili nieuwagi byłoby może po rybach.
Mój kolega opowiadał mi jeszcze lepszą historię, kiedy to łowił z łódki. Rybę przechowywał w siatce zamocowaną do burty. Kiedy zwijał się aby odpłynąć do brzegu okazało się, że siatka jest pusta a w i jest w niej wyszarpana wielka dziura.
Te wydry to jednak są.