Skurwysyństwo, toż to wierzyć się nie chce.
Z wywiadu z Januszem Kondratiukiem:
Cytuj:
Chodzi o przejęcie przez bliską rodzinę jej mieszkania i pieniędzy? Rzeczywiście tak było?
Tak, i ta sprawa nadal toczy się w sądzie. Widzi pani, to jest bardzo proste. Załóżmy, że ja napiszę na panią do sądu, że ma pani coś nie tak z głową i sobie nie radzi. Że trzeba panią uznać za niepełnosprawną umysłowo i zamknąć w zakładzie opiekuńczym. Sąd rodzinny nawet pani nie obejrzy i nie zaprosi na rozprawę, po czym panią do tego zakładu wyśle. Tak jest właśnie w przypadku Igi, z tym że zrobiła to jej bliska rodzina.
Nasz adwokat w ogóle nie był zaskoczony tą sytuacją, powiedział: "Normalka". Podobno rodziny ostatnio często tak robią. I tak też się stało z Igą - sąd pierwszej instancji zdecydował, że trzeba ją umieścić w zakładzie opiekuńczym. Zadzwoniłem wtedy do adwokata. Okazało się, że zostało parę dni do apelacji, złożyliśmy ją. Odbyły się konsultacje z całym szeregiem psychologów i po czterech rozprawach sąd decyzję o umieszczeniu Igi w zakładzie zmienił. Zabraliśmy ją do siebie.
Nie było jednak łatwo. Iga na rozprawie poległa na pytaniu o emeryturę. Nie wie, jaka jest jej wysokość, bo nie żyje z emerytury, tylko z tantiem. Gdybyśmy nie dowiedzieli się przypadkiem o decyzji sądu, to po prostu przyjechałaby karetka i by ją zabrali. I nie wypuściliby wcześniej niż po dwóch latach - dopiero po takim czasie można wystąpić o ponowne badania psychiatryczne. Przerażające.
Byłam onegdaj u adwokata w sprawie spadku po rodzicach. Dzieci brata nic nie chcą, bo mają swoje majątki, ja z żyjącym rodzeństwem zgodnie, według testamentu, nikt nie chce żadnych zachowków, ja zostaję na włościach.
Adwokat pyta z troską, przepraszam, wy jesteście jakby to powiedzieć grzecznie, normalni?
A nie, pytam?
Sędzia na rozprawie też dziwnie patrzył.
To chyba nie jesteśmy.