Pantryglodytes pisze:
polar pisze:
...
Nie mogę znaleźć ....
https://marucha.wordpress.com/2017/12/2 ... 1950-53-2/Wiele, zwłaszcza po naszemu to pan nie znajdziesz łatwo
pod tym artem u maruchy jest trochę linków naprowadzających większość w niechrześcijańskim języku
Link prowadzi również do wcześniejszego:
http://zygumntbalas.neon24.pl/post/138195,co-sie-dzialo-w-korei-w-latach-1950-53Fragment:
Cytuj:
Dziennikarz z New York Times’a George Barret opisał scenę z wioski w Korei Północnej po napadzie ONZ-owskich wojsk w lutym 1951 roku. "Trzy dni temu na wioskę zrzucono bomby z napalmem; właśnie wtedy, gdy Chińczycy następowali, i nie można było grzebać zmarłych, bo nie było nikogo, kto mógłby zająć się pochówkiem”.
Ten dziennikarz spotkał jedną starszą kobietę, jedyną istotę, która przeżyła; w wypalonym ogrodzie wieszała pranie na sznurku, a obok leżały cztery trupy najbliższych członków jej rodziny. W całej wiosce i na polach zaskoczeni bombardowaniem mieszkańcy zastygli w pozycjach, w jakich ich złapał atak napalmu: mężczyzna, który próbował wsiąść na rower, 50 sierot, które bawiły się na podwórku sierocińca, kobieta trzymająca w ręku katalog Sears Roebuck z nalepka: 'pocztowe zamówienie nr 3,811, 294 za $2.98', zapatrzona w podomkę na obrazku koloru koralowego. Chyba ze 200 osób zostało zamordowanych w tej jednej malej wiosce.
Tak Amerykanie i nie tylko wprowadzali "demokrację" do broniącej się przed nią Północnej Korei.
Temat trochę OT. Ale to tak dla równowagi.
Zajęty obserwacją walki Wschód-Zachód na ringu o nazwie Syria przeoczyłem istotne fakty które miały miejsce na innym placu boju - właśnie w Korei Południowej. Nie w Północnej a właśnie Południowej. A działy się tam ba.a.rdzo ciekawe rzeczy i właściwie dalej się dzieją. Z TVNu tego się nie dowiecie ( to do szukających prawdy)
Pamięć miliona spalonych napalmem Koreańczyków (tych z północy) jest żywa i jest przestrogą dla tych z południa. Wiedzą jednak czego się można spodziewać po "apostołach demokracji" z Zachodu.Hegemon jakoby w trosce o PołudniowoKoreańczyków wcisnął i zainstalował im rakietowy system antybalistyczny THAAD. Ponieważ rzeczywista, prawdziwa przydatność tego systemu dla Koreańczyków jest mniejsza od zera, z tej instalacji zrobiła się afera. Do korupcyjnych zarzutów w stosunku do odsuniętej przez impeachment prezydent Park Geun Hie doszła sprawa sprawa tego nieszczęsnego THAAD.
Wybrany w przedterminowych wyborach Moon Jae-in obiecywał nie dopuścić do uruchomienia tego systemu , ale hegemon groźbą sankcji postawił na swoim. Mało tego Koreańczycy zapłacą za to przeszło miliard $ bowiem Trump posunął się do groźby że zerwie z Płd. Koreą zasady wolnego rynku jeśli Korea nie zapłaci za THAAD.
Krótko podsumowując - ta afera jest kolejną oznaką, że Hegemon ma kłopoty nie tylko z proxy Chińczykami czyli Koreańczykami z północy, ale również i na południu musi wymuszać gangsterskimi metodami posłuszeństwo.
To dla Amerykanów może być drugi Wietnam.
Na marginesie - ciekawy jestem co tak naprawdę myślą o USA Japończycy, bo przecież mają o czym myśleć. Przeszkodą są zapewne ich odwieczne relacje z Chińczykami.