MMM pisze:
Bo wrzucałeś zdjęcia napojów alkoholowych, jebnięta więc jako dziecię w ciemię miss usraju uznała, że pijesz dużo, albo ciągle nawalony chodzisz
Ale to prawda! W związku z tym, że walę na okrętkę zawsze rano
mam kaca, dlatego dzień zaczynam od wpuszczenia w siebie klina.
Najczęściej jest to sto gram czystej wódki. Następnie siadam do śniadania,
w czasie którego wypijam butelkę szampana z Biedronki. W lato (upały)
do czasu aż będzie obiad jedna lub dwie butelki mrożonego.
W zimę grzaniec z mocnego portera (sześciopak). W obiad daję kiszkom
chwilkę odpocząć, ale zaraz po "hulaj dusza, piekła nie ma". Wódka, whisky,
bourbon - jak leci aż do wieczornego zgonu. Ostatnio posmakowała mi czeska
śliwowica. Smak ten sam jak ta, którą zaprawiałem się w dzieciństwie,
a którą robił dziadek Wacław. Pamiętam, jak babcia Helena wypominała,
że to ja rozpiłem dziadka... Miałem wtedy trzynaście albo czternaście lat.
Cóż jeszcze mogę napisać? Aha, nie pijam żadnego wina. Raz się strułem
i rzygałem dwa dni. Od wtedy, będzie ze dwadzieścia kilka lat ani razu.
Nauczony tym doświadczeniem nie pozwalam synom pić win. Jak już,
to siadamy razem i pijemy gorzałę. Średni Wigor ma już tak mocną głowę
jak i ja. Litra we dwóch rozdziewiczamy w kwadrans. Lubię z nim pić,
bo jak się nawali pięknie śpiewa. Jedziemy wtedy razem repertuar Genesis.