Skorpion13 pisze:
Dziś również mało mnie to obchodzi...
I jakoś nikt mi niczego nie dawał i nie daje gratis.
Panie Skorpion, Pan tak wiele pisze o swoich osobistych doświadczeniach, to i ja też się pokuszę napisać o swoim. Na przełomie wieków bywałem służbowo po kilka miesięcy w małych miasteczkach i kiedyś byłem w malutkim kilkutysięcznym miasteczku przez kilka miesięcy. Jak zwykle, jako miłośnik aparatu, w starannie dobranej knajpie założyłem natychmiast podstawową organizację partyjną, a sam wybrałem siebie na pierwszego sekretarza POP. Natychmiast zebrałem wokół siebie bardzo ideowy aktyw partyjny, któremu wedle zajmowanej pozycji w hierarchii partyjnej przyznałem stosowne przywileje. Jedni mieli w bufecie kontrolowany przez pierwszego sekretarza dostęp do wódki, inni do piwa, a byli i tacy, którzy tylko do wina zwanego winem. Jak Pan wie, aktyw partyjny, to zbieranina nieudaczników, pasożytów, a przede wszystkim nierobów, czyli mierni, ale wierni i mój aktyw był taki właśnie. Jednak ideowości nie można im było odmówić, więc, codziennie pod moim przewodnictwem obradował ów komitet partyjny tocząc bardzo zażarte, acz konstruktywne spory ideowe. Niestety, ciążył na mnie ciężki obowiązek utrzymania dyscypliny partyjnej i nieraz musiałem posunąć się do nakładania drastycznych kar partyjnych. Raz, jeden z członków komitetu otrzymał ode mnie naganę z wpisaniem do akt i tym został mu cofnięty przywilej korzystania w bufecie z kontrolowanego przeze mnie dostępu do wina zwanego winem na czas nieokreślony. Była to dla tego wielce ideowego towarzysza bardzo drastyczna kara, ponieważ, jak to aparatczyk partyjny, nie zajmował się niczym innym, jak tylko ciężką harówą w aparacie, brał zawsze aktywny udział w każdej naradzie komitetu, tak więc, nie miał już czasu na zajmowanie się czymkolwiek innym, a i nic innego nie potrafił, tak więc, był bezrobotnym bez żadnych środków do życia, a do tego, jak dowiedziałem się po fakcie, był bardzo chory na wątrobę. W kilka dni po naganie podszedł do mojego stolika i prosił mnie o dwieście złotych na lekarstwo, powiedział nawet, że bez tego lekarstwa umrze, ale ja słusznie rozgniewany na niego z powodu naruszenia dyscypliny partyjnej, puściłem mimo uszu jego informację o zagrożeniu życia i pieniędzy mu nie dałem. O pomoc zawracał się do wszystkich zacnych znajomych w tym zacnym miasteczku, ale wszyscy mu odmówili, choć w odróżnieniu ode mnie, wszyscy wiedzieli, że bez tych lekarstw umrze i w półtora doby po mojej odmowie, umarł. Umarł w nocy, a zaraz z rana dowiedziałem się o tym, jak i o tym, że wszyscy wiedzieli, że bez tego lekarstwa umrze. Co miesiąc jakoś zdobywał te dwie stówy, ale tego miesiąca coś mu nie wyszło i nie zdobył. Wszyscy jego zacni znajomi, a byli wśród nich i tacy jak ja, dla których dwieście złotych stanowiło nieznaczące drobne w kieszeni spodni, jak i tacy, dla których była to kwota znacząca, bardzo zasmuceni szykowali się na pogrzeb, ja na pogrzebie nie byłem, zaszedłem tylko do komitetu na stypę, rozwiązałem komórkę partyjną i opuściłem zacne towarzystwo w tym zacnym miasteczku na zawsze.
Dzisiaj, Panie Skorpion, tak już długo otoczony ludźmi zacnymi, bym tak nie zrobił, a pozostał w zacnym towarzystwie. Gdybym dzisiaj wiedział, że umrze, nie dałbym mu, mi jakoś nikt niczego nie dawał i nie daje gratis i teraz mało mnie to obchodzi...
Adam Barycki
PS. Panie Skorpion, za przykładem Konopielki Redlińskiego, skoro Pan twierdzi, że kosą gorzej, a sierpem lepiej, to i ja nie mam innego argumentu dla Pana, jak ten tam opisany.
Wzruszyłem się tą historią z czasów niesłusznie niebyłych.Z tym że jakby ten chory poszedł do POP to na pewno otrzymałby pomoc,ale pewnie nie znał tej drogi.