Domagają się,
by państwo było świeckie, panowała w nim tolerancja, a wszystkie osoby były równe wobec prawa, bez względu na płeć, pochodzenie, kolor skóry, orientację psychoseksualną czy stopień niepełnosprawności, by była zagwarantowana w nim wolność zgromadzeń. Chcą sami decydować o sobie, własnym ciele, płodności, poglądach czy wyznaniu i by w Polsce nie prowadziło się bezpodstawnej inwigilacji obywatelek i obywateli, a media publiczne nie były narzędziem propagandowym partii rządzącej.
Chcą żyć w państwie, w którym stanowiska obsadzane są na podstawie umiejętności, kompetencji i doświadczenia, a nie przynależności partyjnej i którego rząd nie izoluje Polski od Unii Europejskiej i nie ośmiesza naszego kraju na arenie międzynarodowej.
Takie protesty to marnowanie paliwa. Jak chcą takiego państwa, to niech się zorganizują, stworzą partię albo tam inny komitet, wygrają wybory i takie państwo zrobią. Pokrzykiwaniem na zimnie poprawią co prawda swoje samopoczucie, że w obliczu degrengolady państwa nie stoją obojętnie, ale realnej zmiany z tego nie będzie.