Hornet pisze:
Aha.
Pan już zupełnie ohujał, Panie Hornet, z głuchym o muzyce rozmawiasz stara kurwo? Przecie Ta głucha kanalia plugawa wkleja to, tylko po to, aby nas oszukać, że coś tam słyszy.
Ale koniec z pierdołami, teraz o sprawach poważnych. Niestety, nie udało mi się z wnukiem naprawić roztrzaskanego w sztormie o podwodne skały okrętu, więc, porzuciliśmy go w szuwarach i udaliśmy się piechotą przez bagna w nadziei spotkania skrywającego się gdzie na spokojnym brzegu Pana Parafona. Wnuk, nawet mnie zapytał – jak to jest dziadku, że Pan Parofon, taki wielki żeglarz wystraszył się tego wiaterku i nie wypłynął nam na spotkanie, może On wcale nie umie żeglować, bo gdyby umiał, to nie przykucnąłby w szuwarach, jak jaki zając, czy inna lądowa ryba? Nakrzyczałem na wnuka za te kalumnie plugawe – jak śmiesz gówniarzu tak mówić o przyjacielu dziadka, znajdziemy Pana Parafona i wtedy sam się przekonasz, jaki to wielki bohater.
Więcej dziś sił już nie mam, aby napisać dokładnie o naszych poszukiwaniach, powiem na razie tylko krótko, że po poważnej debacie naukowej o świecie z jednym rolnikiem ze wsi mazurskiej, gdzieś tak około godziny trzeciej w nocy wyruszyłem z nim wielkim kombajnem w dalsze poszukiwania Pana Parafona, aby do rana Go odszukać i przywieźć wnukowi, jednak, sam nie wiem, jak to się stało, cały czas kombajn jechał prosta, aż nagle koło jednej stodoły, wziął i sam skręcił w tę stodołę, stodoła się zawaliła i tak pogniotła kombajn, że dalsze poszukiwania były już niemożliwe.
Adam Barycki