Opowiedziałem o wszystkim Panu Baryckiemu, a on spojrzał na mnie z politowaniem i zaczął mi wszystko wyjaśniać. Przemiana ludzkiego genotypu w człowieka jest zawsze umową społeczną, idąc w jedna stronę możemy uznać obcięty paznokieć za człowieka, ponieważ zawiera w sobie ludzki genotyp, a idąc w druga stronę możemy nie uznawać dziewięciomiesięcznego płodu za człowieka. Tysiącletnie doświadczenia kultury społecznej utrwalało umowę, iż przemiana płodu w człowieka następuje przy narodzinach, jednak nauka współczesna nie dostrzega w tym akcie narodzin żadnej natychmiastowej przemiany biologicznej i psychicznej, przemiana genotypu w człowieka jest procesem, co oczywiste, dokonującym się w czasie, a proces uczłowieczania genotypu dokonuje się również i po narodzinach noworodka. Gdyby nauka miała ustanowić jakieś progowe granice przemiany, to mamy dwie kwestie, biologiczną i psychiczną, biologicznie uformowanym człowiekiem, płód staje się już w którymś tam miesiącu ciąży, natomiast psychicznie długo potem po narodzinach, tak więc, moment przemiany genotypu w człowieka pozostaje tylko kwestią umowy społecznej, inaczej się nie da tego ustalić, a czynnikami takiej umowy są przede wszystkim kwestie światopoglądowe. I jest druga kwestia – ciąża. A ta w tysiącletnich tradycjach kulturowych traktowana była zawsze jako wielka wartość społeczna. Dlatego, bez względu na to czy uznajemy płód za człowieka, czy też nie uznajemy, to sama ciąża, jako wartość społeczna, jest wartością, dla której można ograniczać część wolności osobistych człowieka i obywatela, ponieważ ciąża jest również wielką wartością społeczną, tak jak i inne humanistyczne wartości. Tak więc, ograniczenia prawa wolności osobistej ciężarnej kobiety w przypadku stwierdzenia, że zagraża prawidłowemu rozwojowi płodu, są społecznie konieczne i to nie tyle dla ochrony płodu kosztem wolności ciężarnej, ale w ochronie przyszłego człowieka, który narodzi się z tego płodu i będzie już, jako człowiek musiał ponosić konsekwencje wolności swojej matki, a to są już materialne koszty społeczne ponoszone na opiekę i leczenie chorego, ale i moralna odpowiedzialność wobec tego człowieka za dopuszczenie do jego okaleczenia na całe jego życie. Tyle humanizm marksistowski, hołoto. I to powiedziawszy, Pan Barycki pierdnął sobie zdrowo, aż wystraszyły się jasne anioły i ułożył wygodnie na trawniczku, a już za moment usłyszałem donośne chrapanie i tylko jeszcze jasne anioły przejawiały niejakie, ale już nieznaczne, zaniepokojenie, ale i one po chwili się uspokoiły.
Ostatnio zmieniony 09 wrz 2017, 19:01 przez Pan pszerarzony, łącznie zmieniany 3 razy
|