Kim ja jestem zastanawiał się Stefan budząc się z odrętwienia.Stefan jaki Stefan?zawsze byłem Kalasantym synem dwóch matek,jedna to tajemnicza o wschodnich korzeniach,pukająca przez całą dobę szpilkami o posadzkę mojego prawdziwego domu,domu bez klamek i druga mama o przenikliwym,acz dobrotliwym spojrzeniu,pachnąca kwiatami i tą cholerną kotką.Kalasanty zastanawiał się co począć w zaczynającym się dniu,a może by tak dla odmiany powiesić się? Jak pomyślał tak i postanowił w tym celu wyszukał na strychu dobrze ukryte przed wrogim światem rodzinne skarby praprzodka po kądzieli kata Maciejewskiego.I tak upłynął dzień,czas naglił,rzeka Badziewianka szumiała, a może to w jego głowie turkotało szybciej,szybciej,kiedy wreszcie nastąpi to długo oczekiwane bo od wczoraj libido.Napełnił zwędzony pijanemu nocnemu stróżowi podajnik do insuliny rozkruszoną niebieską tabletką w resztkach niebieskiego płynu z wczorajszego dnia i hajda na łęgi do starego dębu wieszać się.Sznur wydawał z siebie podniecające zapachy wielu denatów,którzy na nim dyndali.Szybciej,szybciej,ręce mu drżały nie wiedzieć czemu,denaturat,onanizm,czy oczekiwanie na libido.Wisi i nic a to skutek zapchania się pompy w pośpiechu za słabo rozkruszył tabletki.Zaleciał go jakiś fetor,szukał w pamięci,czy to cydr Zgrywusa,czy opary Badziewianki?I nagle sznur się zerwał,od wstrząsu uruchomiła się pompa ,JEST,JEST,JEST,jego lędźwie ogarnęły potężne skurcze,zabrakło mu oddechu,stracił przytomność,ocknął się wymęczony potężnym orgazmem,było mu ciepło,chociaż wisząc na drzewie przemożnie wymarzł,leżał w czymś co śmierdziało i wyglądało jak g....o,no tak to pozostałość po pasących się krowach uratowała mu życie,mógł się śmiertelnie wychłodzić. Zerwał się błyskawicznie,aby zdążyć przed kończącą się zmianą nocnego stróża i podsunąć mu jego pompę insulinową.
|