Mieliśmy w tygodniu rosół i zostało sporo mięsa.
Wziąłem na ambit i postanowiłem zrobić krokiety z mięsem i barszcz czerwony czysty.
Ok. godź 10,30 - wtargnąłem do kuchni - moją posadziłem z boku ( doradca w razie ja by co ) - i do dzieła. Skręciłem mięso, doprawiłem, - na bok. Zrobiłem ciasto na naleśniki i usmażyłem ok. 30 sztuk.
Wyszedłem z psem. Po powrocie - pozawijałem mięso w naleśniki, obtoczyłem w reszcie ciasta oraz w tartej bułce i na patelnię. W między czasie ugotowałem i doprawiłem barszcz. Zona jedynie doradzała oraz udzielała pewnych wskazówek co do doprawienia. Jedynie siedziała bo nie może stać.
Szanujta swoje kobity bo jak - kurwa, - zachorują..........to sie w kuchni jeden z drugim zajebie.......!
Ok. godź. 15-ej podałem jej dwa krokiety oraz filiżankę z barszczem.
Prawdopodobnie przez trzy dni będe kuchnię omijał szerokim łukiem.
Jebał pies taki łykend........!
A! - w między czasie trzy razy zmywałem.....!