No pewnie, że nie do wszystkich.
Tylko do tych, które są warte przeczytania po raz drugi, do których wracam.
Ale też nie kupuję na ura, tylko najpierw sobie troszkę poczytam w środku
Taki ze mnie lisek - chytrusek
We wspomnianym Antykwariacie Grochowskim stoi wygodna, rozłożysta kanapa, przy niej stoliczek. Kiedy już wyszperam na półkach to, co mnie zainteresowało, to układam stertę na tym stoliczku, rozsiadam się na kanapie i zaczynam przegląd.
Jeśli jest pan Marek (właściciel, znamy się od lat), to i herbatę przyniesie. Mogę tam spokojnie posiedzieć ile chcę i potrzebuję.
A i tak się czasem pomylę i wybiorę jakiś badziew. Tego się pozbywam bez mrugnięcia okiem.
Ostatnio mój szwagier bardzo strasznie się zachwycał kryminałkami Lee Childa. A dobre kryminały, to ja i owszem.
No i wzięłam sobie z półki taką prawie nówkę, bez kurzu, "Nocna runda".
Ojezu... Od razu widać, że facet pisze dla Amerykanów. Króciutkie, najwyżej kilkuwyrazowe zdania, aby nawet największy imbecyl przyswoił. O stylu z litości nic nie napiszę. Oddałam toto szybciutko z powrotem.
Nie chcę być niesprawiedliwa, być może to wina nieudolnego tłumacza.
Przeczytałam kiedyś z ciekawości Kubusia Puchatka w tłumaczeniu NIE Ireny Tuwim, i Szwejka w tłumaczeniu NIE Hulki-Laskowskiego.
Toż to były zupełnie inne książki. Pozbawione wdzięku, humoru, wszystkiego co cenne.
Stąd od lat wiem, że kiepski tłumacz potrafi spieprzyć dobrą książkę. A nie jestem tak biegła w angielskim, żeby czytać w oryginale. Kózka - ta, to by mogła