Chciałbym byście zainteresowali się tekstami Piotra Jastrzębskiego ze strony
http://www.strajk.eu oraz Piotra Ciszewskiego z
http://www.lewica.pl.
Teksty tego pierwszego są jak kubeł zimnej wody w mroźny styczniowy ranek. Sposób w jaki Jastrzębski przedstawia parszywą rzeczywistość to styl nie do podrobienia. Kunszt słowa przyprawiający czytelnika o gęsią skórkę. Po przeczytaniu czegoś takiego czytelnik zadaje sobie mnóstwo pytań bez odpowiedzi i torturując się nimi aż do zawrotu głowy i zwątpienia we wszystko co dobre.
Ciszewski też porusza podobne tematy ale rozpatruje je z innego punktu widzenia. Jest tym który nie godzi się na taką rzeczywistość, choć szanse zwycięstwa są równe zeru.
Czytam obydwu regularnie i nigdy nie była to strata czasu. Polecam.
Strajk.eu - Publicystyka -
sobota 31 styczeń 2015 13:40
„Z DNA” – MICHA DLA CWANIAKA
Piotr Jastrzębski
Co można zrobić, by choć trochę ułatwić to i tak podłe życie? Gdzie tu najbardziej zgrzyta?
Wydawałyby się, że procedura załatwienia świadczeń w Ośrodku Pomocy Społecznej jest stosunkowo prosta. W zasadzie tak. Przynajmniej dla tych, którzy z niej nie korzystają. Jednak z punktu widzenia potrzebującego, czasami są to bariery nie do przeskoczenia. A im bardziej potrzebujący, tym większy stoi przed nim mur. I nie chodzi o to, że ktoś piętrzy przed nimi trudności. Problem leży gdzie indziej.
Żeby załatwić cokolwiek, najmniejszą bodaj urzędową sprawę, potrzeba trochę sprytu, oblatania, uporu i przynajmniej minimum wiary w powodzenie. Takich cech często w tym środowisku brakuje. Niektórzy znaleźli się tutaj, dlatego, że w normalnym życiu tego właśnie im zabrakło. Lądując rynsztoku dostajemy zazwyczaj prezent od losu. Taki pakiet z bonusem, a w nim – depresję, apatię i rezygnację. Zawsze też ważniejsza będzie potrzeba załatwienie czegoś do jedzenia na teraz, natychmiast. A nie za miesiąc.
Dotychczas pisząc o „dnie” jedynie relacjonowałem i opisywałem metody jakimi nędzarze posługują się na co dzień. Sposoby na organizowanie jedzenia, patenty zdobycia kilku złotych itp. Zaczęło mi jednak chodzić po głowie pytanie: co można zrobić, by choć trochę ułatwić to i tak podłe życie. Gdzie tu najbardziej zgrzyta?
Przede wszystkim należałoby wprowadzić jakiś system szybkiej, doraźnej pomocy głodnemu. Teraz sytuacja wygląda w taki oto sposób: potrzebujący musi zgłosić się do Ośrodka Pomocy Społecznej, złożyć odpowiedni wniosek, wypełnić ankietę i umówić się z pracownikiem na wizytę. Pracownik w ciągu kilkunastu dni odwiedzi zainteresowanego, zrobi wywiad środowiskowy, a następnie złoży wniosek do kierownika ośrodka. Ten na rozpatrzenie ma nawet do trzydziestu dni. Zwykle jednak załatwiają to znacznie szybciej. Przynajmniej nie spotkałem się z taką sytuacją, żeby kazano komuś czekać miesiąc.
Kandydat na podopiecznego musi jeszcze zebrać wszystkie niezbędne dokumenty i zaświadczenia.
Procedura jest więc długa i dla niektórych skomplikowana. Dla innych, i to tych najbardziej potrzebujących – zaporowa, nie do przeskoczenia. Przyczyn jest kilka. Pierwsza to brak czasu. Brzmi to idiotycznie, ale już wyjaśniam. Człowiek, który dwadzieścia godzin na dobę spędza na zdobywaniu czegoś do zjedzenia, nie może sobie pozwolić na stratę kilku godzin po to, żeby załatwić obiady na przyszły miesiąc. Tu nie żyje się z dnia na dzień, lecz z godziny na godzinę, z chwili na chwilę. Plany z takim wyprzedzeniem, to bezproduktywna rozmowa o gwiazdach. Ludzie, którzy przez ostatnie miesiące czy lata swojego życia odnosili same porażki, nie mają wiary w powodzenie takich działań.
Dosyć często, zwłaszcza na początku, nędzy towarzyszy depresja. W takim wypadku nikt nie jest w stanie wykonać jakiejkolwiek czynności. Ma kłopoty ze zwykłym podniesieniem się z miejsca, a co dopiero wizyta w urzędzie.
Wpadł mi do głowy taki pomysł. Żeby każdy kto przyjdzie i powie że takiej pomocy potrzebuje – zwyczajnie ją otrzymał. Żeby od ręki dostał kwitki obiadowe czy kilka bonów na zakupy. Oczywiście zaraz pojawi się argument przeciw: że na pewno pojawią się naciągacze. Zgłoszą się ci, którzy takiej pomocy nie potrzebują. Z całą pewnością. Ale i to można jakoś rozwiązać.
Nie proponuję, żeby zrezygnować z wniosków, zaświadczeń czy wywiadu środowiskowego. Całą tę procedurę można przeprowadzić równolegle, już w trakcie udzielania takiej pomocy. W tym czasie głodny przestanie chodzić już głodny, a jeżeli okaże się że jakiś cwaniak się nie kwalifikuje – to znaczy, że ma dochody. A jeśli ma takie dochody – to bez problemu instytucje państwowe mogą ściągnąć z niego równowartość udzielonej pomocy. A żeby zawczasu zniechęcić, to jeszcze z karą.
Czasami pewnie komuś uda się zrobić drobny przekręt i naciągnąć państwo na kilka obiadów. Ale czy nie lepiej nakarmić wszystkich potrzebujących, a przy okazji jednego naciągacza? Czy pilnując michy przed jednym cwaniakiem, pozwolimy zdychać z głodu całej reszcie nędzarzy?
Ja zdecydowanie wybieram tę pierwszą opcję.
http://www.strajk.eu/index.php?article=657