stary praktyk pisze:
Pozostaje Ci na ryby chodzić jedynie do Auchan.
Tak między nami: - kto ( kurwa) - je płocie (albo leszcze ) ?!
Z ryb można zjeść węgorza, karpia, sandacza, okonia (ale musi być oskrobany).
Inne ryby owszem, dla sportu można łowić ale po złowieniu i fotce, - myk! - do wody.
Inaczej wygląda sprawa z rybami morskimi ale my rozmawiamy o słodkowodnych........!
Otóż jestem absolutnym przeciwnikiem kaleczenia ryby po to tylko, aby rybę pokonać, czyli wyciągnąć z wody, dostarczyć sobie adrenaliny, a potem "wspaniałomyślnie" cynicznie darować jej życie. Uważam to właśnie za bezmyślność i ludzkie barbarzyństwo.
Człowiek z natury swojej jest wszystkożercą. Żre również mięso. Tak go skonstruowała natura. Czy powinien zjeść rybę? Tak. Niestety. Tak jak drób, świnie czy wołu, ślimaka, żabę a nawet szarańczę. Od zarania dziejów człowiek zajmował się myślistwem w celu pozyskania pokarmu. Łowił również ryby. Łowił po to aby je zjeść. Łowił, robił zapasy na czasy niedostatku.
Tak więc i dziś człowiek łowiący ryby powinien rybę złowić, zabrać ją i zjeść. Taka jest kolej rzeczy. I teraz najważniejsze. Z racji, że dziś mamy supermarkety i nie musi robić zapasów złów, jeżeli ci wystarczy tyle ile zjesz - nie męcz pozostałych dla taniej radochy. Zadowolisz się jednym, to po chuj kaleczysz drugiego i więcej?
Chuj mnie bierze, kiedy w TV widzę niby wędkarzy, którzy łowią ryby i wspaniałomyślnie dają im buzi. Tacy z nich jebani humaniści. Nie zastanawia ich to, że ryba przeżywa stres. I zazwyczaj jest skazana na porażkę. Tak więc prawo wędkarskie powinno zostać zmienione, co do obostrzenia ilości złowionych i zabranych ryb.
Takie mam zdanie i nie odstapię.