Gdyńka Nauta, to doskonały przykład relacji panujących na wolskim rynku pracy.
Nepotyzm, cwaniactwo, brak kompetencji, cedowanie odpowiedzialności na najniższy szczebel, a nade wszystko brak inwestycji w sama firmę.
Te doki pamiętają króla Ćwieczka i powinny być wyzłomowane, jednak liberalizacja gospodarki wyzwoliła najbardziej prymitywne instynkty wśród kadry zarządającej. Cynizm i pazerność kosztem zdrowia roboli.
W Polsce majątku nie zarabia się na innowacjach, inwestycjach, nowych technologiach, a na pracy ludzkiej, a raczej na różnicy w wynagrodzeniach za roboczogodzinę płaconą przez zagranicznych kontrahentów, a tym co wypłaca się robolom w rzeczywistości.
Tak wygląda od środka jedna z trójmiejskich stoczni, której prezes zarabia 2 mln. miesięcznie gromadząc 700 mln. majątku, a prezesi pomniejszych spółeczek kooperujących zmieniają auta w salonach, jak ja skarpetki.
Ptasie gówno, smętnie powiewające kurtyny, przestarzałe urządzenia, smród bród i ubóstwo.