Czy Wy tak zawsze? Jak stare dobre małżeństwo. Takie z 40-to letnim stażem.
Ponadto kompletnie zboczyliście z tematu.
Co do F-35, tak się składa, że obaj macie rację po trochu. Norki rzeczywiście chcą wejść w ten program. Bądź co bądź to samolot zaawansowany technologicznie i co najważniejsze - lata i jest już produkowany seryjnie. To jedyny byłby samolot V generacji gdyby, no właśnie gdyby.
Pierwsza sprawa to oprogramowanie. Jest przeładowany elektroniką i informatycznie, a w takiej sytuacji działa prawo Murphego. W czasie misji zdarza się, że wyłączają się systemy. Ze względów finansowych i propagandowych jest skrzętnie zamiatane, ale jest. Przy tak skomplikowanym oprogramowaniu są problemy. Gdy poradzą sobie, to wyskakują nowe. Przy tym wszystkim jest to samolot bardzo trudny w pilotowaniu, wymagający dużego doświadczenia.
Druga sprawa. Miał to być w założeniu samolot myśliwski wywalczania przewagi w powietrzu, ale w trakcie prac konstrukcyjnych postanowiono, że będzie też samolotem US Navy i USMC, a te rodzaje SZ wymagają nieco innych samolotów o innych parametrach i przeznaczonych do innych zadań. Navy potrzebuje samolotu wielozadaniowego (F/A - Fighter/Attack), jak np. F/A-18 Hornet. USMC również (też wykorzystuje Hornety), ale także PSL (licencyjne Harriery). Tak więc na bazie podstawowego F-35 musiały powstać trzy różne samoloty. Należy zaznaczyć, że samoloty marynarki bazujące na lotniskowcach to wbrew podobieństwom jednak technicznie zupełnie inne od wersji podstawowej. Stąd dodatkowe problemy techniczne. W tym wszystkim zadecydowano, że wersja podstawowa również będzie miała cechy samolotu wielozadaniowego, a więc zwiększona ilość uzbrojenia, w tym powietrze-ziemia. Tak więc komory wewnętrzne już nie wystarczają. Musi przenosić uzbrojenie na węzłach zewnętrznych. W tej sytuacji w diabły idą cechy stealth. W dodatku powinien mieć możliwość współdziałania na wielu płaszczyznach. Stąd przeładowanie systemami i oprogramowaniem. Wersje dla Navy i Marines to właściwie ciągle demonstratory technologii. Navy trzyma się Hornetów, których produkcja jest i będzie kontynuowana w wersji zmodernizowanej. Marines zaś licencyjne brytyjskie Harriery, które w porównaniu do swego pierwowzoru są właściwie zupełnie innymi samolotami o dużo większych możliwościach bojowych. No i oczywiście Hornety.
Trzecia sprawa, to koszty. Po wycofaniu się części europejskich partnerów z programu koszty wzrosły niewspółmiernie do założeń. Kongres obciął budżet na F-35 i postanowił o wznowieniu produkcji F-22 Raptor. Z europejskich partnerów zostało właściwie UK, stąd usilne próby znalezienia chętnych na ten samolot.
Generalnie wszystko to stanęło na głowie po Brexit. Diabli wiedzą jak będzie z budżetem wojskowym w UK. Nawet jeśli Norki zdecydują się na zakup tych kilkudziesięciu (ok. 35) samolotów to pytanie czy uratuje to program. W każdym razie wygląda na to, że F-35 nie będzie jednak podstawowym myśliwcem USAF. Idą odgłosy, że należy rozpocząć prace nad samolotem nowej generacji. Biura konstrukcyjne najpoważniejszych firm robią na razie projekty na własny koszt, bez dofinansowania Departamentu Obrony.
Wracając do początków (zapomnianych) dyskusji, czyli możliwości technologicznych USA vs FR. Ponownie muszę stwierdzić, że w tym przedmiocie USA są bardziej do przodu, ale to nie znaczy, że w najbliższym czasie nie może się zmienić. Rosjanie jeśli chodzi o przemysł lotniczy czy rakietowy mają bardzo poważne osiągnięcia. Problemy z T-50 są do przeskoczenia. Jednak wieści z FR o przystąpieniu do konstrukcji samolotu VI generacji uważałbym za mocno przesadzone.