Paru kolegów w armii było, kilku nawet w lotnictwie.
No to przeczytajcie wpis kózki, która zielonego pojęcia nie ma, nie miała i miała nie będzie:
Cytuj:
Starszy Brat w Deblinie byl szanowanym przez prestizowych pilotow mechanikiem migow i w powietrzu byl niejednokrotnie. Jest zdolny i w USA po nauczeniu sie jezyka angielskiego w krotkim czasie we wlasnym zakresie, jak kazde z naszej czworki Rodzenstwa, i kontynuacje edukacji (jak kazde z nas z podkresleniem, ze ja posiadam edukacje najwyzsza w USA) jest szefem zmiany w firmie otrzymujacej rzadowe zamowienia czesci samolotow a zarabia ... no wlasnie, skoro stac Go na wlasny samolot, "wypasiony" motocykl, i najnowszy "pick up" to lepiej nie bede pisac. Nie mial watpliwej przyjemnosci spotkania z wiadomym, obecnie 81-letnim emerytowanym pulkownikiem pilotem, ktory w tamtych latach bylby w wieku okolo 40-lat, bo nie wchodzilby do kabiny miga z kims kto gardzi drugim czlowiekiem podobnie jak jego potomstwo. Zapoznajac sie ostatnio z imieniem i nazwiskiem tego czlowieka, stwierdzil, ze nie mial z nim do czynienia.
Nie znam brata kózki, może i był mechanikiem, po zawodówce zdarzało się. Choć mechanicy lotniczy najpierw musieli skończyć szkółkę w Oleśnicy, albo Zamościu, czyli przychodzili do Dęblina po pół roku i dawno po przysiędze. A kózka chwaliła pobytem na przysiędze brata w Dęblinie.
Ale takich cudów, żeby kot latał MiG-em to nie było
Jest to ciąg dalszy wojny kózkowej, tym razem z moim ojcem.
No przeczytałem. Chorążowie technicy lotniczy też chyba tam się uczyli? A przypadkiem jakiejś kompani wartowniczej czy batalionu obsługi nie mieliście? Tam pewnie wartownicy i mniej ważni specjaliści ze służby zasadniczej przysięgi mieli na miejscu.
Na okręty też specjaliści przychodzili już po kursie w CSMW w Ustce. Ale batalion ochrony i obsługi unitarkę miał na miejscu.
Niestety zielonoświątkowcy, adwentyści i inni tacy uniwersytetów z tych specjalności nie prowadzili. Za trudna dziedzina i odpowiedzialność duża.