Dakota pisze:
"A czemu pan nie pluje? Trzeba pluć. Tu trzeba charczeć i pluć! Niech pan spojrzy na starych Chińczyków. Charczą tak długo zanim zaczną się dusić z braku powietrza, potrafią oczyścić z wydzieliny najdalsze zakątki płuc. Młodzi już tak nie potrafią, stara, klasyczna chińska sztuka plucia ginie w narodzie.
Cytuj:
Bo bez plucia, opowiadał dalej doktor, Chińczycy w północnej części kraju powymieraliby na choroby płuc i oskrzeli. Od tysięcy lat silne, zimne wiatry nawiewają na północne Chiny znad pustkowi Mongolii lessowy pył. Między Żółtą Rzeką a miastem Xi’an, starą cesarską stolicą, grubość lessowych ziem nawianych z północy w okresie lodowcowym, dochodzi do stu metrów. Zimne, północne wiatry wieją dziś tak samo, jak przed tysiącami lat.
W miastach i na wsi dniem i nocą unosi się mgiełka pyłu. Najpierw wydawało mi się, że to kurz nieszkodliwy, niewarty uwagi. Lessowy pył jest jednak szczególnie zjadliwy, podrażnia płuca, zatyka oskrzela, wysusza śluzówki. Trzeba oczyszczać drogi oddechowe. Obroną przed wszechobecnym lessowym pyłem jest też obyczaj nieustannego popijania wody przez Chińczyków, obyczaj, który długo wydawał mi się manią. Trzeba popijać, by nie wyschły śluzówki. To dlatego w restauracjach kelnerki, zanim jeszcze zamówi się cokolwiek, nie pytając nalewają wszystkim gościom słabą herbatę. To dlatego wielu Chińczyków w miastach, a na wsi niemal każdy, zawsze ma przy sobie coś w rodzaju podłużnego słoiczka z wodą i co chwila popija dwa, trzy łyki."
tyle w temacie