Już przeczytałeś? Cobyś miał jasność. Określenie „brak wiary w Boga” nie wydaje mi się właściwym zdefiniowaniem ateizmu, czyli oddającym w pełni to, co odczuwają osoby uznające się za ateistów. Nie mówi bowiem nic o domniemanej racjonalności tej postawy w odniesieniu do religii, co jest dla ateistów zasadniczym wyróżnikiem ich tożsamości. Słowa wiara i przekonanie są słowami bliskoznacznymi, ale nie równoznacznymi. W sensie logicznym – a także teologicznym – wiara nie wymaga uzasadnienia. Pytanie „dlaczego wierzysz? ” jest pod względem logicznym bez sensu. Jedyna adekwatna odpowiedź brzmi - „bo wierzę”, „bo tak mi dyktuje serce”, „bo takie odczuwam emocje”. Gdyby zawierała cokolwiek więcej, wiara nie byłaby już wiarą. Dlatego popularne wyrażenie „bezpodstawna wiara” rozumiane dosłownie jest logicznie pozbawione sensu – to tautologia, masło maślane. W rzeczywistości dotyczy bezpodstawnego przekonania. Na przykład idei Trójcy Świętej i „jednorodzonego” Jezusa (równie odwiecznego jak Bóg Ojciec) nie da się ogarnąć rozumem – można tylko w nią uwierzyć. Tak twierdzili Ojcowie i Doktorzy Kościoła. Tak też twierdzą współcześni papieże. Jeśli natomiast ktoś jest „przekonany” co do czegoś, to logicznym pytaniem jest – „co cię przekonało?”. Jest to pytanie o jakieś racjonalne powody. Mówimy na przykład raczej o „niewiernym Tomaszu” (czyli nie przyjmującym na wiarę), a nie o „nieprzekonanym Tomaszu” (choć w języku codziennym nie byłby to błąd). Apostoł Tomasz według ewangelii św. Jana wsadził palce w rany Jezusa i się empirycznie przekonał. Już nie musiał wierzyć bez podstaw – teraz wiedział. Przekonałem się, że to prawda, znaczy coś zupełnie innego, niż uwierzyłem, że to prawda. „Przekonałem się” odwołuje się do racjonalności rozumowania lub dowodu. „Uwierzyłem” może być irracjonalne. Mówimy o „ślepej wierze”, ale nie mówimy o „ślepym przekonaniu”. Naturalnie w języku potocznym to rozróżnienie między wiarą a przekonaniem nie jest tak ostre i nie ma tak wielkiego znaczenia. Nikogo nie dziwi więc pytanie „dlaczego wierzysz?”, choć logicznie jest bez sensu. Dlatego właśnie moja definicja ateizmu brzmi – przekonanie o nieistnieniu Boga (bogów). Albo – świadomość nieistnienia Boga (bogów). Ateizm bowiem – tak jak go zazwyczaj rozumiemy – nie odwołuje się do samej niewiary w Boga (bogów), lecz ma w zanadrzu jakieś racjonalne argumenty. Natomiast „brak mi wiary w Boga” nie musi oznaczać racjonalnego przekonania o jego nieistnieniu. Dlatego nie oddaje istoty ateizmu. Oczywiście są ateiści o różnym stopniu racjonalności wewnętrznych uzasadnień swojego ateizmu, ale wydaje mi się, że niemal zawsze ateizmowi towarzyszy poczucie racjonalności swoich przekonań w przeciwieństwie do irracjonalnej wiary. Jest jeszcze inny ważny aspekt ateizmu umykający w definicji „ateizm to brak wiary w Boga”. Ateista generalnie akceptuje swój ateizm, jest z niego dumny, ma poczucie, że to istotna cecha budująca jego tożsamości. Określenie „brak wiary w Boga” tej treści nie niesie. Mało tego – dopuszcza jakieś poczucie własnej ułomności. Może też prowokować niechciane przez ateistów uczucie litości dla nich ze strony teistów. Osobnym tematem jest problem, czy samo słowo ateizm stanowi dobre określenie zjawiska zwanego ateizmem. Określenie to powstało w czasach, gdy teizm był czymś oczywistym i naturalnym. Jest zbudowane na opozycji wobec normy czy stanu pożądanego – jak asymetria, amoralność, apatia. Jest ono powodem do zarzucania ateistom negatywnej tożsamości – czyli definiowanej wyłącznie w opozycji do teizmu. Ateizm nadal czeka więc na swoją neutralną nazwę. Bezbożnictwo!
_________________ Religia jest obrazą godności człowieka! Rzymski katolicyzm jest najbardziej niemoralną religią w całej historii ludzkości, to szkoła fałszu, obłudy, hipokryzji, szalbierstwa i cynizmu.
|