Jacek Dehnel
23 godz.
"Figura Chrystusa na schodach Świętego Krzyża taka popularna ostatnimi czasy, więc pozwólcie, że dam Wam pod rozwagę powiastkę historyczną z tego miejsca. W roku 1881, w Boże Narodzenie trwała w kościele Świętego Krzyża uroczysta msza świąteczna, tłum gęsty, ludzie stali aż na schodach. W pewnym momencie ktoś z przodu krzyknął „Pali się!” i przerażeni katolicy masowo ruszyli do wyjścia, okrutnie się tratując. Dziwnym zbiegiem okoliczności na schodach, a właściwie u ich wylotów, ludzie jakoś się splątali, tak że od środka tłum wciąż napierał, a tu w gęstwie sukni, parasoli, rąk, nóg, szub, lasek nic nie puszczało; przyjechała straż pożarna, usiłowała ludzi rozplątać, przerażone damy skakały spod Jezusa na ziemię, gdzie układano ofiary. W sumie zginęło trzydzieści osób.
Jak zareagowało na to zdrowe jądro narodu? Oskarżeniem Żydów. Zaczął się wielki pogrom roku 1881. Kilkutysięczny tłum zaczął rozbijać szyby w żydowskich sklepach, atakować Żydów idących ulicą. W niektórych częściach miasta stworzono samoobronę, która czasem była skuteczna, a czasem aresztowana. Przez okna sklepów wyrzucano towary i je niszczono, wyrywano okna z futrynami, rozbijano piece kaflowe, „wyrzucone na ulicę poduszki i piernaty rozpruwano – pisała prasa – a wkrótce pierzem były usłane ulice niby śniegiem”. Przemoc trwała przez trzy dni, dwie osoby zabito, 24 raniono, zniszczono trzysta domów i kilkaset sklepów, znaczące straty materialne poniosło 10 tys. Żydów, a blisko tysiąc rodzin, zwłaszcza najuboższych – bo to one stanowiły najłatwiejszy cel – kompletnie straciło majątek. Zaaresztowano 2600 osób, ale wyroki zapadły mizerne.
„Kowal zawinił, Cygana powiesili” - mówi stare porzekadło. Nieprzypadkowo tym, którego wieszają za przewiny naszego, swojskiego kowala, jest „obcy”, czyli Cygan lub Żyd."