st1111 pisze:
Pantryglodytes pisze:
W Afganistanie nie wygrali.
Ale plan mają ten sam bo wredne Ruski będą strzelać a pedały tego nie lubią.
Cytuj:
W pobliżu Gardez ....
Całym oddziałem dowodził pułkownik. Inteligentny, wykształcony, przystojny. W drewnianym kontenerze nad jego łóżkiem orzeł w koronie i portret marszałka Piłsudskiego. Swój chłop. Pomocny, uczynny. Na powitanie otworzył kluczykiem szafę w swojej kwaterze. Na półkach równiutko poukładane małe butelki 0,33 litra. Z wodą mineralną? Ależ nie. To spirytus. Owoc zakazany w amerykańskiej bazie wojennej. Pomyślałem: ma chłop jaja i od razu go polubiłem.
Być może nigdy bym o tym nie napisał gdyby nie podwładni pułkownika. To świetni polscy oficerowie: porucznicy, kapitanowie, majorzy z prawdziwie ułańską fantazją. Rwali się do walki. Czekali na dzień, w którym pokażą Amerykanom, Afgańczykom, całemu światu co potrafią. Wieczorami w bojowych tunelach – schronach z betonu odpalali nerwowo papieros od papierosa i niemal płakali mi w ramię, bo już stracili nadzieję…
Pułkownik bowiem bardziej pilnuje swoich spraw - gwiazdek na pagonach - przez telefon,w Warszawie i niż faktycznie dowodzi. Jak ma dowodzić skoro codziennie pije – skarżyli się… Wszyscy zarzekali się, że po powrocie do Polski odejdą z wojska. On zrobi, już zrobił karierę- mówili - My nie mamy szans. Kariera jest tam w Warszawie, a tu jedynie pył, pot i czasem łzy.
Nie miałem zamiaru siedzieć dłużej w bazie Gardez. Raz że nuda. Dwa, że to nie było fajne ... Słuchać ciężkich oskarżeń podwładnych na swego dowódcę. Wydawało mi się, że tak nie można, że lojalność, że przysięga… Z drugiej strony - po ludzku - doskonale ich rozumiałem, popijając wieczorami czysty spirytus z pułkownikiem. Widzieli to. Było mi przed nimi, zwyczajnie głupio.
Mamy już wyszkolonych weteranów, w razie czego poprowadzą, według planu.