Ferdek wreszcie tu znalazłby robotę dla kogoś z jego wykształceniem.
W myśl swojej filozofii, "jak zarobić, a się nie narobić".
Byliby kompletnymi durniami, gdyby kiedykolwiek doszli do "prawdy" i zakończyli działalność.
Znaleźli wioskowego głupka, który będzie im płacił za nic do końca świata.
"Głównie czytamy raporty komisji Millera". Podkomisja smoleńska za duże pieniądze czyta stare dokumentyMetodyka badania katastrofy Tu-154M z 10.04.2010 – dokument przygotowany przez podkomisję smoleńską, który opisuje, co "eksperci" Antoniego Macierewicza robią, abyśmy wreszcie ujrzeli prawdę o wydarzeniach z 2010 roku, nie pozostawia złudzeń. Głównym zajęciem jej członków jest czytanie starych raportów – podaje "Gazeta Wyborcza".
"Metodyka" nie odpowiada na pytania, które członkowie sejmowej komisji obrony zadali ostatnio przewodniczącemu podkomisji smoleńskiej Kazimierzowi Nowaczykowi. Posłowie pytali między innymi o raport w sprawie wybuchów na pokładzie samolotu, przeprowadzone ekspertyzy oraz czym zajmują się opłacani z budżetu państwa eksperci. Ale wiadomo co innego. Za wydanych już od początku istnienia podkomisji 10 milionów złotych na jej działanie powstała jedna wielka czytelnia. Od marca zeszłego roku członkowie podkomisji przede wszystkim "zapoznawali się" z dokumentami przygotowanymi przez rządową komisję Jerzego Millera, które światło dzienne ujrzały w 2011 roku.
Metodyka badania katastrofy Tu-154M z 10.04.2010 – dokument przygotowany przez podkomisję smoleńską, który opisuje, co "eksperci" Antoniego Macierewicza robią, abyśmy wreszcie ujrzeli prawdę o wydarzeniach z 2010 roku, nie pozostawia złudzeń. Głównym zajęciem jej członków jest czytanie starych raportów – podaje "Gazeta Wyborcza".
"Metodyka" nie odpowiada na pytania, które członkowie sejmowej komisji obrony zadali ostatnio przewodniczącemu podkomisji smoleńskiej Kazimierzowi Nowaczykowi. Posłowie pytali między innymi o raport w sprawie wybuchów na pokładzie samolotu, przeprowadzone ekspertyzy oraz czym zajmują się opłacani z budżetu państwa eksperci. Ale wiadomo co innego. Za wydanych już od początku istnienia podkomisji 10 milionów złotych na jej działanie powstała jedna wielka czytelnia. Od marca zeszłego roku członkowie podkomisji przede wszystkim "zapoznawali się" z dokumentami przygotowanymi przez rządową komisję Jerzego Millera, które światło dzienne ujrzały w 2011 roku.
Czytając wspomniany dokument, w którym wymienione są czynności, które wykonali członkowie podkomisji, najczęściej widać sformułowanie "zapoznała się z", po czym następują nazwy dokumentów i analiz wykonanych siedem lat temu. A co podkomisja opracowała swojego? Słynny już raport wstępny, zaprezentowany na Wojskowej Akademii Technicznej (ten z wybuchającym blaszanym barakiem, który miał być imitacją fragmentu kabiny tupolewa), który zaraz potem został z łatwością obalony dowodami na to, że podkomisja wybiórczo i fragmentarycznie traktowała opracowane analizy.
A jak wyglądają obecne prace? Autorzy "Metodyki" piszą, że "trwają prace nad inwentaryzacją elementów samolotu i jego zawartości, zaś tworzona jest mapa rozkładu szczątków", "trwają prace nad precyzyjnym określeniem charakteru powstania niewielkich ognisk pożarów", odległych od miejsca "otwarcia" zbiorników paliwa i przemieszczania się silników. Poza tym "eksperci" "pracują nad opracowaniem profilu ostatniej fazy lotu z wykorzystaniem wszystkich materiałów dostępnych poprzednikom oraz danych geodezyjnych z pomiarów wykonanych na miejscu oraz na bazie nowych zdjęć satelitarnych”. A to wszystko bez dostępu do wraku i do miejsca katastrofy. Kilka dni temu Antoni Macierewicz zapowiedział, że końcowy raport podkomisji ukaże się na wiosnę przyszłego roku. Budżet podkomisji na rok 2018 ma wynieść 6 milionów złotych.
http://natemat.pl/225661,glownie-czytam ... -dokumenty