Nie wiem czy skurwić. W latach 60 wszyscy którzy z jakichś powodów wyjeżdżali do tzw. drugiego obszaru płatniczego mieli obowiązkowo tajne pogawędki z oficerami kontrwywiadu cywilnego (SB). Zaczynało się w kancelarii tajnej zakładu pracy, a jak gość był poważniejszy (wyższe stanowisko) to kontynuowano je w urzędzie wojewódzkim... Zwyczajne zabezpieczenie kontrwywiadowcze. (jak pokazują akta sądowe większość werbunków szpiegów z PRL odbywała się na takich służbowych wyjazdach) Ale z takich rozmów powstawały notatki, oceny przydatności, skłonności do współpracy, analiza przydatności wywiadowczej ,,pacjenta''. Słowem stos papirzysków które w końcu lądowały w jakiejś ,,teczce''. środowiska ,,wolnych zawodów'' w tym i aktorzy, widziani byli jako ,,potencjalne zagrożenie'' dla przewodniej roli partii - i w związku z tym te środowiska były pod szczególnie ,,troskliwą'' opieka kontrwywiadu. A tzw. ,,tyfus planisty zakaźny'' nie omijał i formacji policyjnych wiec werbowano ,,jak leci i kogo się uda'' bez analizy przydatności (normę wykonać - mus). To i taki Zelnik (jak się okazało przeciętniak) się ,,załapał''. To stare dzieje, a jak wskazuje jego teczuszka - szybciutko uznano kolesia za nieprzydatnego i przekazano do zarchiwizowania. Dzisiaj robi się szum wokół bzdury która w myśl zapisów kk przedawniła się co najmniej 5-krotnie.
|