„Dobry diabełek” to zły diabeł.
O pewnej książeczce
MEN chciał błysnąć przed swoją władzą zwierzchnią - episkopatem - wydając ćwiczenia dla szóstoklasistów, ale się nie popisał. Pomysł rzeczywiście kulawy. Logika schizofrenika. Na dodatek nie wzbudził entuzjazmu tam gdzie miał. Tak na pierwszy rzut oka wygląda na to, że to wstęp do nauki bezwzględnego poświęcenia się dla sprawy. A tą sprawą może być braciszek, siostrzyczka, bliska rodzina, ojczyzna-patria, a w końcu i ksiądz biskup.
Ks Stanisław Kostrzewa
„W wydanym przez MEN zeszycie ćwiczeń do języka polskiego dla szóstoklasistów znalazła się opowiastka, w której „dobry diabeł” namawia dziewczynkę, by oddała mu duszę w zamian za uzdrowienie jej brata z ciężkiej choroby. Historia co prawda kończy się pozytywnie – puentą, że nie można oddawać diabłu duszy za chęć uzyskania od niego jakiejś korzyści. Obok tekstu nie pojawił się jednak żaden komentarz o tym, że samo paktowanie ze złem jest niebezpieczne.”Potem pan ks wymienia trzy powody, dla których takie pobłażanie „diabełkowi” może mieć dla naszych milusińskich fatalne skutki. Po pierwsze diabeł czy diabełek, nawet dobry, to zło i w żaden sposób nie można się z nim bratać. Bo tak mówi ksiądz. A jak ksiądz mówi to wie. Tata i mama słucha się księdza, więc bachor też musi.
Po drugie, dzieci są głupie i niezgodne z nauką kościoła przedstawianie gówniarzowi pewnych wartości jest błędem wychowawczym. I po trzecie zbyt wiele jest takich bajek, gdzie zawiera się pakt z diabłem, a diabeł wykorzysta każdą sytuację, aby doprowadzić nas do ruiny.
Otóż wydaje mi się, że nasz pan ksiądz nie bierze kilku istotnych spraw pod uwagę. Po pierwsze nie wszystkie dzieci wychowywane są w duchu zaprzaństwa katolickiego. Świadomość dziecka jest inna niż dorosłego, szczególnie indoktrynowanego katola. Dziecko odbiera postać z bajki jak postać z bajki, a nie jak postać katolskiego diabła, którego trzeba się bać, bo boi się go moja stara i stary. Na bajkach gdzie roiło się od diabłów, czarowników, czarownic, złych i dobrych mocy wychowały się pokolenia. Wyrabiały one różne rzeczy z dobrymi dziewczynkami. I jakoś nie widać, aby w szczególny sposób to diabeł panował nad ludźmi. Bardziej mamy tu do czynienia z rozsądkiem, albo głupotą. A tak w ogóle, kto to jest ten diabeł? Kto ma dowody na jego istnienie, tak jak zresztą na istnienie Boga?
Pan ksiądz Kostrzewa chciałby zapewne żeby te ćwiczenia były drugim katechizmem. Za chwilę okazać się może, że z książką do biologii jest coś nie tak, bo przedstawia w zbyt dosłowny sposób rozmnażanie szczypawek, a przecież wiadomo, że dzieci w tym wieku nie odbierają bodźców seksualności. Jeżeli swojej nie odbierają, to zrozumiałe jest, że seksualności szczypawki tym bardziej. Nawet do matmy ćwiczenia trzeba zmienić, bo zadania z treścią nie zawierają przesłania, a prócz suchych liczb powinny. A czy do lekcji wf można wprowadzić nowe atrakcje? Można – skok przez konia z przyklęknięciem przed wizerunkiem przenajświętszej panienki. To przecież dodatkowe utrudnienie wymagające dodatkowej koordynacji ruchowej i ćwiczenia mięśnia czworogłowego uda prawego oraz lewego i układu kostnego kolan. Kolana polskich katoli muszą być dobrze wyćwiczone. Kolana szerokie jak bary Pudziana.
http://www.fronda.pl/a/szatan-nie-zna-s ... 41838.html