Prawica czyści swoje kartoteki - Przemysław Wielgosz
Konflikt o ustawę o IPN dobrze ilustruje prawdziwe cele prawicowej polityki historycznej. Z jednej strony chodzi o wymazanie z polskiej przeszłości, pod hasłem dekomunizacji, wszystkiego co lewicowe i postępowe, świeckie i nowoczesne, a z drugiej o wyczyszczenie własnych kartotek.
W tym konkretnym przypadku powodem nowelizacji nie była fraza „polskie obozy śmierci". Zarówno treść ustawy, dyskurs jej dotyczący jak i wystąpienia premiera Morawieckiego w Markowej oraz złożenie przezeń wieńców na grobach członków Brygady Świętokrzyskiej NSZ pod Monachium dowodzą, że stawką o którą toczy się gra jest dobre imię, ale nie mitycznego „Narodu Polskiego" lecz polskiej prawicy nacjonalistycznej. PiS reprezentuje dziś właśnie tę szeroką tradycję polityczną i wcale tego nie ukrywa. Zarówno język liderów partii rządzącej w Polsce jak i ich sposób myślenia o społeczeństwie i konfliktach politycznych, a także konkretna polityka wobec uchodźców, mniejszości obyczajowych i opozycji politycznej wprost czerpie z retoryki i strategii polskiego nacjonalizmu pierwszej połowy XX w. Tradycja ta ma bardzo wiele na sumieniu, a jej kontynuatorzy nigdy się z tego nie rozliczyli.
Od rewolucji 1905 r. polski ruch narodowy, a od lat 30. także główny nurt rządzącej w II RP sanacji były wściekle antysemickie. Organizacje takie jak ONR, Obóz Wielkiej Polski, Stronnictwo Narodowe czy Obóz Zjednoczenia Narodowego liczyły łącznie setki tysięcy członków zorganizowanych i umundurowanych na wzór włoskich i niemieckich faszystów. Organizowały one bojkot żydowskich sklepów i firm, a także bojówki, które atakowały fizycznie przedstawicieli społeczności żydowskiej. W latach 1935-37 przez Polskę przeszła fala pogromów antysemickich, które przyniosły setki rannych i 70 zabitych. Najważniejszymi ośrodkami przemocy antysemickiej były opanowane przez nacjonalistyczną prawicę uniwersytety i miasta uniwersyteckie. Na wyższych uczelniach, przy wsparciu ich władz, wprowadzono getto ławkowe (specjalne ławki dla Żydów), starano się ograniczyć liczbę studentów żydowskich (numerus clausus), a tych którzy już studiowali regularnie szykanowano i bito, usiłując wyrugować z uczelni. Z wielkich miast i uniwersytetów przemoc antysemicka rozpowszechniała się na prowincję. Regiony i grupy społeczne, w których wpływy narodowców były szczególnie silne w latach 30. stały się największym zagrożeniem dla Żydów podczas wojny. Tam gdzie przed wojną nacjonaliści wygrywali wybory, mieli wsparcie Kościoła katolickiego, organizowali marsze i bojkoty, w trakcie jej trwania najczęściej dochodziło pogromów i kolaboracji z Niemcami. Tam donoszono na Żydów i organizowano na nich prawdziwe polowania. Jedwabne, Radziłów, Wąsosz, Szczuczyn – to jedne z wielu miejsc, gdzie w lecie 1941 r. Polacy wymordowali tysiące Żydów. Miejscowości te były ważnymi ośrodkami nacjonalistycznej propagandy i nacjonalistycznego ruchu oporu. Jego bojownicy, którzy przed wojną bili żydowskich sklepikarzy, w czasie wojny mordowali ich razem z całymi rodzinami.
Polski antysemityzm miał i ma nadal bardzo konkretne oblicze polityczne. Jest dziełem i narzędziem prawicy nacjonalistycznej. Właśnie ta genealogia stanowi problem dla PiS. Przywracanie pamięci o niej psuje wizerunek rządzących. Co znamienne jednak, wolą oni zamknąć usta historykom przypominającym o zbrodniach polskiego nacjonalizmu niż wyrzec się bliskich powinowactw ideologicznych z tą formacją. Dlatego za pomocą ustawy IPN partia Jarosława Kaczyńskiego chce usunąć trupa z szafy. Zatrzeć pamięć o ważnym elemencie własnej tożsamości i oczyścić się z ponurego dziedzictwa pogromów i szmalcownictwa. Im skuteczniej to zrobi, tym łatwiej będzie mogła rozwijać to dziedzictwo dziś – organizując kampanię podejrzliwości wobec obcych, szerząc nienawiść do uchodźców i feministek, strasząc muzułmanami i Niemcami, przymykając oko na marsze jawnych faszystów z ONR i Młodzieży Wszechpolskiej oraz na coraz liczniejsze ataki na migrantów.
Ale to nie wszystko. PiS wybielając własną tradycję chce obarczyć odpowiedzialnością za prawicowe zbrodnie antysemickie swoich przeciwników politycznych z lewicy. Już to robi, gdy ustami premiera Morawieckiego sugeruje, że w 1968 r. Polski nie było, albo, że pogrom w Kielcach w 1946 r., był dziełem komunistycznych prowokatorów, a nie ludności nasiąkniętej antysemicką propagandą NSZ, które były w tym rejonie szczególnie silne. W strategii tej pomaga zresztą liberalna narracja o dwóch totalitaryzmach, która zrównuje faszyzm i komunizm. Od dawna stanowi ona ramę głównego nurtu polskiej debaty o wieku XX pomagając rehabilitować faszyzm i dyskredytować komunizm.
W ten sposób PiS upiekł trzy pieczenie na jednym ogniu. Wmówił swoim wyborcom, że broni Polski przed niesprawiedliwymi pomówieniami potęg światowych, umocnił przekonanie, że jego krytycy są jedynie marionetkami tych potęg i co najważniejsze przepchnął ustawę, która ograniczy, o ile nie uniemożliwi ujawnianie prawdy o odpowiedzialności polskiej prawicy za antysemickie zbrodnie. W ten sposób depolityzuje antysemityzm, marginalizując jego znaczenie i wyrzucając z tradycji polskiej prawicy i Kościoła (a także odhistoryczniając go w ogóle, co pozwala uczynić go sprawą jednostek zdeprawowanych i zdemoralizowanych). Oczyszczony z zarzutów może bez ograniczeń stawiać je innym – opozycji, krytycznym historykom i publicystom – starając się pozbawić ich legitymizacji do udziału w debacie i polityce w Polsce.
Niniejszy tekst jest zmienioną wersją artykułu, który ukazał się w dzienniku Guardian 6.03.2017,
https://www.theguardian.com/commentisfr ... -holocaust