Cytuj:
rozumiem, że Pani Agafia również, dziwne, że jeszcze żyją syryjscy obserwatorzy praw człowieka z londyńskiej jatki.
Sęk w tym, że niewiele zrozumiałeś.
To jest jedna z wielu historii.
Historii o ludziach, którzy padli ofiarami chorych politycznych rozgrywek.
Siedzisz na taborecie, w mniej bądź bardziej wypasionej chałupie, leniwie klikasz w klawisze i próbujesz zaprzeczać słowom ludzi, którzy piekło wojny znają z autopsji.
Bo ty przecież wiesz lepiej od nich, co ich spotyka, wiesz, że bomby nie latają już nad głowami, że ich dzieci mogą bezpiecznie bawić się w parku, bo tak wmówiły ci narodowe media i paru trolli.
A, że ktoś tam zginął, został zamordowany, cóż ciebie to obchodzi, przecież Syria jest tak daleko od twojego małego, zamkniętego i pozornie bezpiecznego świata. Z maniakalnym uporem, odmawiasz tym ludziom pomocy, bo wyznają (nawet nie wszyscy) inną religię od tej którą znasz, bo nie jedzą rosołu co niedzielę, bo boisz się terroryzmu, absurdalnie nie przyjmując do wiadomości, że terrorysta nie płynie na pontonie z tobołkiem starych szmat, a lata samolotem popijając drinki.
Niemcy, wyciągneli wnioski z ostatniej wojny, Polacy jak zawsze, 100 lat za przysłowiowymi Murzynami.
A potem krzyk i rozdzieranie szat, bo świat nas olewa..
Trudno nie olewać narodu, który tak szybko zapomniał o swoich, równie tragicznych doświadczeniach.