Nie cierpię matmy, więc nawet nie będę się do tego brał. Opowiem tylko krótką historię z mojego życia. A było to dawno za czasów PRLu. Nie było nas dziesięciu, ale czech dorodnych chłopaków z włosami do ramion, w spodniach dzwonach. I czy przepiękne Białogłowy każda odziana w spódnicę "bananową". Starsi pamiętają takie. Poszliśmy całą paczką do knajpy na piwo i zabawić się. Każdy z chłopów liczył na to, że kolega ma pieniądze. Zaczęło się więc zamawianie alkoholu, w przewadze piwko i dobra zabawa. Gdzieś tak w okolicach porannych godzin niestety trzeba było się rozliczyć i opuścić lokal. No i co się okazało? Że ten gulden co każdy z nas miał w kieszeni niestety nie wystarczył na pokrycie kosztów. Piękna kelnerka zrobiła wielkie oczy i nadymała pućki. Nasze dziewczyny spurpurowiały, bo być może nie czuły się zobowiązane. I słusznie. No i może też u nich diegów niet. Pani z obsługi zagroziła w pewnym momencie, że jeżeli nie rozliczymy się natychmiast, to wezwie kierownictwo lokalu i służby porządkowe. Cóż było robić, pomyślał Boruch. Cza coś dla ludzi zrobić. I wpadł na pomysł, aby poświęcić na poczet zadłużenia swój drogocenny "złoty" zegarek produkcji CCCP o nazwie ракета - jak dobrze pamiętam osiemnaście kamini. No może siedemnaście. Po co zaraz służby wzywać przecież oni muszą reakcje gonić nie nas. Dajmy im spokój. Kiedy Boruch odpinał z nadgarstka swoje cenne precjozo oczęta pani z obsługi nagle zmieniły wyraz z pełnego wyższości i majestatu urzędnika państwowego w chytrość liska. Urocze. Do dziś to pamiętam. Zaproponowałem więc układ. Pani weźmie w depozyt tę drogocenną dla mnie rzecz, którą to otrzymałem od mamusi na osiemnaste urodziny i jeżeli nie pojawię się do jutra do godziny szesnastej z długiem, zegarek jest pani. No dobrze odrzekła i wsunęła moje cudo pod fartuszek biały jak śnieg.
Oczywiście zegarek nie był złoty, lecz solidnie pozłacany. Jak to ruski w owym czasie. Dzień później o umówionej godzinie uregulowałem należną kwotę a pani zwróciła mi co moje. Być może nie była z tego zadowolona albowiem jego cena na pewno przewyższała i to solidnie to co byliśmy dłużni za spożycie. Potem byłem mile widzianym gościem w restauracji "Kolorowa" w Pile a owa pani z obsługi witała mnie szerokim uśmiechem. Aha i powiedziała mi. Jest Pan słownym i uczciwym facetem, po czym tak mnie zmierzyła, że nie powiem co mi się stało. Bo ja bardzo przystojny byłem wtedy.
Zresztą teraz też jestem piękny
A co do kasy - to nigdy nie doczekałem się zwrotu od moich kolegów. Życie było wtedy ciężkie. Nam było ciężko z samych filmów to wiem. Więc rozumiem moich kolegów z dawnych lat. Przy okazji pozdrawiam jak tu zaglądają. Może skojarzą?