Boruch pisze:
Niech Pan nie porównuje rządów Jelcyna do demokracji. To raczej było zbliżone do anarchii.--.
Zgoda, to był początek demokratyzacji, który doprowadziłby do pełnej katastrofy, zniknięcia tego państwa. Bo i społeczeństwo i elity nie dorosły do takiego sposobu i tempa poluźniania rygorów poprzedniego scentralizowanego systemu. Taka demokratyzacja, jacy liderzy i społeczeństwo. Ale Zachód piał wówczas z zachwytu ( w swej hipokryzji). No niestety, ale te cudowne dla Zachodu przemiany zatrzymał paskudny Putin.
Boruch pisze:
Niech mi Pan nie wmawia, że w demokracji zwykły obywatel nie ma więcej wolności i praw niż w takim systemie jak w Rosji czy Wenezueli
Nic takiego Panu nie wmawiam. Ba,
w pełni się zgadzam z Panem że w prawdziwej demokracji zwykły obywatel ma (albo raczej powinien mieć) więcej wolności i praw niż w Rosji czy Wenezueli.
Ale taki stan obecny w tych krajach
musi być, albo te kraje stracą suwerenność i w najlepszym przypadku będą jak nasza Ojczyzna istniały na mapie świata tylko jako państwa teoretyczne.
Bo nawet przy mądrych, uczciwych liderach, ten proces demokratyzacji musi być długotrwały i przy w pełni i mądrze kontrolowanych fizycznych granicach: dla ludzi, kapitału, zewnętrznych idei, trendów, propagandy i informacji. I w tym momencie po napisaniu tego przydługawego zdania, uzmysłowiłem sobie że nawet w tak wielkim kraju jak Rosja, z jej potencjałem, ten proces demokratyzacji w warunkach obowiązującej globalizacji, powszechnej zewnętrznej nieuczciwości i agresji, jest procesem o małej szansie powodzenia.
A co dopiero mówić o takim kraju jak Polska czy Wenezuela.
Przykład?
Wenezuela posiada poza ropą również bogate złoża złota (jedne z największych znanych obecnie na świecie) rozciągające się w nizinie Orinoko, pomiędzy Gujaną a Kolumbią).
Po załamaniu się dochodów ze sprzedaży ropy ( za sprawstwem spadku cen, spekulacji i interwencji Zachodu), Kolumbia zintensyfikowała ponownie eksploatację tego złoża. I co nastąpiło?
Prezydent USA D.Trump podpisał dekret o obłożeniu sankcjami eksportu złota przez Wenezuelę. I w swojej bezczelności, w swojej hipokryzji posunął się do tego, że ustami sekretarza skarbu Marshalla Billingslea uzasadnił ten krok twierdząc że prezydent Maduro „okrada własny kraj”.
To coś podobnego co spotkało Rosję po przelocie nad Atlantykiem i wylądowaniu TU-160 w bazie Maiquetia koło Caracas. Pisał o tym Wielki Wezyr kilka komentarzy wyżej, i od czego wzięło się to pisanie w tym wątku o Wenezueli.
Zaprawdę trudno być obojętnym wobec tak widocznej hipokryzji. Stąd i to moje ponowne ponowne wtrącenie się i tych kilka zdań co o tym myślę.
I myślę tak na koniec, że
Boruch pisze:
Oczywiście mówię tu o demokracjach dojrzałych, gdzie mamy jakieś tradycje. Przykład kraje skandynawskie.
niech się cieszą tym do czego doszli, ale niech nie zgubią czujności. Bo mam wrażenie, że spoczęli na laurach i właśnie zewnętrzne trendy, i wciskani im goście mogą im zburzyć tą przykładną harmonię.