U komunii byłem ale bez specjalnego przekonania. Na religie się chodziło do św antoniego i najlepsze było napierdalanie się z chłopakami z Limanowskiego. My bylismy z Mokrej. Mój ojciec nienawidził papuzek, jak mawiał. ( pewnie ze wzgledu na strój) . Matka księdza przyjmowała po koledzie bo sąsiedzi.(?) Nigdy w domu kultu nie było. Ojciec z Łodzi miasta, matka z Opoczna, też nie za bardzo religijna. Od czasu do czasu w kościele. Ja zaraz po komunii i wzięciu aparatu DRUCH oraz medalika, który mi "zginął" po przyjęciu, przestałem uczęszczać na religię i wzacząłem do kółka teatralnego gdzie niejaka Gryzelda także chadzała. Taka miłość szczenięca. W jednej klatce w bloku mieszkaliśmy. Dzieciństwo i młodość miałem piękne, podwórko, koledzy, chlen z cukrem i te sprawy. Kto ma tyle lat to wie. Nienawidziłem księży i sióstr od zawsze, za obłudę. Mając 17 lat dorabiałem w wakacje przy budowie plebanii na ul Antoniego w Łodzi. ksiądz po 10 godzin nas ganiał i dawał po 50 zł w takich rulonach z 50 groszówek. Taca. Siostry dawały posiłek. Kartofle i zsiadłe mleko. Młodzi bylismy to wszystko znikało. Ale jak patrzylismy z rusztowania co oni wpierdalają to nie bardzo chciało się pracować. i tak do teraz mam. Nie wierzę skurwysynom, nie wpuszczam i gdzie mogę piętnuję. Trafił mi się zięć katolik z lubelskiego. Już go trochę wyprostowałem. Wnuków zamiast do koscioła wozi na karate. Nawet sam najpierw zaczął ćwiczyć w wieku późnym bo ok 40ki, ale to swiadczy na jego korzyść. Marzenia się nie spełniają. Cele mam. Rozjebać kościół w mentalności moich najbliższych chociaż.