Wiceprezes Trybunału Konstytucyjnego oraz jego prezes Julia Przyłębska i jej mąż unikają
uczciwych wyjaśnień w sprawie piątkowej publikacji o ich historii związanej ze służbam
specjalnymi. Od pytań uciekają. Zagłuszają je ogólnikami i zarzutami
o "próbę dyskredytacji Trybunału".
Mariusz Kamiński nie odpowiedział na pytania o to, ile razy i w jakim celu odwiedzał Trybunał
oraz w jakim trybie Muszyński udostępnił mu teczkę personalną jednej z urzędniczek TK.
Nie odpowiedział, jak długo Muszyński był oficerem służb ani czy Andrzej Przyłębski został
na początku lat 90. ponownie zwerbowany przez Zarząd Wywiadu Urzędu Ochrony Państwa.
Kamiński zaprzeczył, by Przyłębska była... tajnym współpracownikiem wywiadu.
Jednak w tekście „Specsłużby w Trybunale?” nie pisaliśmy o
Przyłębskiej jako „tajnym współpracowniku" wywiadu,
lecz o tym, że według naszych informatorów została
w latach 90. zakwalifikowana jako „osobowe źródło informacji".
To zupełnie inna, szersza,
kategoria. Tajny współpracownik (czyli agent) to jedna z jej odmian.
Natomiast wg naszych informacji Przyłębska została zarejestrowana jako
„kontakt operacyjny”.
W ten zakres wchodzą m.in. konsultanci służb i specjaliści udzielający
służbom pomocy i porad. Wcześniej, po ponownym zwerbowaniu jej męża,
Przyłębską zarejestrowano jako „zabezpieczenie”.
Cytuj:
Czy służby rządzą państwem PiS? Dlaczego M.Kamiński składał wizyty w TK?
Na te pytania musimy poznać odpowiedzi.
Platforma Obywatelska chce, by sprawą zajęła się komisja ds. służb specjalnych.
Kwestią nieprawdopodobnie ważną jest to, abyśmy mieli pewność, że TK na swoim czele
nie miał osób, które mogą być agentami służb specjalnych.