Głupotą jest zwłaszcza wchodzenie do państwowej podsłuchowej mafii z powodu chciwości. Takiej motywacji nie sposób obronić nawet przed własnym zdrowym rozsądkiem. Przede wszystkim wskazać by trzeba na to, że nie ma właściwie powodu, by teraz nie powstały nowe media, które zaczną nagłaśniać problemy Piotra Niżyńskiego, czyli więc także jego problemy ze stalkingiem (uporczywym nękaniem), czyli po prostu sprawę skryminalizowanego personelu, bo to stąd w głównej mierze pochodzi ten proceder, ciągnący się w odniesieniu do PN już wiele lat. Nie ma powodu, by tego tematu ktoś na rynek m edialny nie wprowadził, bo jest dla życia kraju bardzo ważny, choćby nawet był kontrowersyjny. I każdy inteligentny człowiek upatruje w tym, a nie w drobnych złodziejstwach np. podsłuchowych czy podatkowych swej największej szansy na korzyści. Założyć takie nowe media może prawie każdy, musi tylko zwykle wejść do spółki z wieloma innymi osobami; wszędzie dookoła jacyś chętni powinni być do znalezienia, bo to biznes o dosyć prostej formule, zrozumiały dla każdego, oparty o wartości i cele bliskie ogromnej części społeczeństwa (po prostu zasady moralne), no i przy tym cała konkurencja się strasznie skompromitowała (do tego stopnia, że media kryją sprawców morderstw, fałszowanie wyborów w kraju itd.). Następnie: zauważmy, że nielegalne korzyści i tak będą podlegać sądowemu odebraniu tak, iż odsetki od pożyczki będą gorsze niż w najgorszej lichwie (taka przecież rola sądu, by przestępstwo się nie opłacało). A zatem wskazałem już dwóch wrogów: zdrowe media i zdrowe sądownictwo, przy czym nie wiadomo już na wstępie, dlaczego zdrowe media miałyby nie istnieć. Co do zdrowego sądownictwa to należy przede wszystkim przyjrzeć się szansom dla polityki. Jeśli jesteś nielegalnym agentem podsłuchowym (przepraszam, że dla ułatwienia piszę tu na "Ty"), to albo brak ci poparcia większościowego wyborców, albo je masz, ale to drugie oznacza, że inni-niezamieszani chętnie dadzą ci darowiznę (bo te korzyści z przestępstwa masz czy to dzięki okradaniu urzędu skarbowego, czy to poprzez podwyższanie cen przez jego firmę, w każdym razie cierpi na tym cała reszta). Jeśli nie masz poparcia, to przegrywasz politycznie, w wyniku czego powstaje zdrowe sądownictwo, a więc i przegrywasz finansowo (i to z kretesem), nie mówiąc już o karach więzienia, które są bardzo prawdopodobne; jeśli natomiast masz poparcie większości, choć tego nigdy na dobrą sprawę nie wiadomo skoro zdrowych mediów na razie brak, to i tak możesz bez żadnego ryzyka uzyskiwać darowizny od wszystkich dookoła, skoro oni tak się na to wyciąganie im forsy godzą i nawet grzywny by za to nie wlepili. Skoro jednak jest inna możliwość obrotu gospodarczego (przechodzenia pieniędzy z rąk do rąk, od łożyciela do Ciebie), na którym zyskujesz, a przy którym nie musisz przy nim popełniać żadnego przestępstwa, to czymś nieracjonalnym, niemądrym jest wybieranie bardziej ryzykownej opcji, tej z przestępstwem (praca jako agent). Pomaganie sobie przestępstwem w pobieraniu pieniędzy od innych to ryzykowny i głupi wybór w porównaniu z inną opcją, która podobno istnieje, o ile możliwe są zwycięstwa demokratyczne po nagłośnieniu tej podsłuchowej korupcji w firmach. Po prostu idź do iluś ludzi dookoła i wtedy większość z nich rozda ci pieniądze w odpowiedniej ilości (nieco tylko mniejszej od tego, co można przejąć nielegalną pracą: różnica tkwi w tym, że tu na zasadzie dobrowolności łożyłaby na ciebie większość jakiegoś zbioru osób, zaś przy nielegalnej pracy płacą wszyscy – myślę, że dla tej drobnej różnicy, rzędu 30% kwoty, którą obiecuje się za przestępstwo, nie warto już go popełniać: gdyby ludzie chętnie i tak popełniali przestępstwo w zamian za dużo mniejszą korzyść, to przecież nie dawano by tyle, wszystko przecież jak to w biznesie podlega optymalizacji ekonomicznej...). Przy tym, powtórzę, niepojęte jest, dlaczego by nie miało być tematu w mediach, być może specjalnie nowo utworzonych mediach, tym bardziej, że teraz milionom zostaje opisane zło w naszym kraju. Przecież to czysty zysk, dominujące na rynku spółki medialne są warte miliardy, a więc ich właściciele śpią na pieniądzach. Poza tym sam Piotr Niżyński dorobił się podobno fortuny i zabiera się powoli, jak można poczytać na blogu, do rozkręcania medialnego biznesu. Wreszcie, wracając do sprawy poparcia politycznego, która jest kluczowa w uzdrowieniu sądownictwa, zauważmy, że nie można też liczyć na to, że po prostu "większość jest w gangu i już". Agenci są w mniejszości, decyzja co do ich losu należy i tak do pozostałych – co najwyżej na zasadzie "charytatywnego wsparcia" mogliby im darować przestępstwa podsłuchowe i inne. Gdyby agenci byli w większości, już dawno pożarłaby naszą gospodarkę hiperinflacja (jeśli jest prywatne źródło dodatkowych pieniędzy) albo kompletne bankructwo finansów publicznych (w razie źródła państwowego, tj. zwykle: nieopłaconego podatku). Nic takiego jednak nie było i się nie zapowiada, bo telewizja to w polityce sprawa ważna, ale brak bankructwa ekonomicznego jest chyba jeszcze ważniejszy. Tyle więc odnośnie korupcji: udowodniłem powyżej, że kto daje się skorumpować i wciągnąć do sprawy podsłuchowej, jako agent nielegalny, temu po prostu co nieco oleju w głowie brakuje (sprawa dotyczy głównie młodzieży i trwa od ok. 2006 r. - mniej więcej wtedy wszedł do kin "Kod Leonardo da Vinci"). Zgódźmy się też, że dla postaw akceptujących ten cały bandytyzm (począwszy od samego nielegalnego śledzenia Piotra Niżyńskiego od wielu wielu lat, już od lat 90-tych) nie ma usprawiedliwienia, nie ma przyzwolenia, bo otwierają one drogę do dowolnego, nawet masowego prześladowania każdej jednostki, tzn. inaczej mówiąc przekreślają prawa człowieka oraz pozwalają tłumić demokrację (uderzać we wrogów politycznych, w nielubianych buntowników itd.). Nie mają przy tym znaczenia - dla rozsianych po firemkach ulicznych pomocników Telewizji Polskiej - cechy osobiste ofiary takiej nagonki: są przypadkowe, tak czy inaczej nie zasłużyła ona sobie na takie traktowanie, jest ono z zasady swojej niesprawiedliwe (przypadek jest zaprzeczeniem jakiejkolwiek zasady doboru, jakiegokolwiek kryterium, a więc i jakiejkolwiek koncepcji sprawiedliwości; otóż Piotra Niżyńskiego do podsłuchu dobrano po nazwisku, z powodu przypadku w postaci pasującego imienia i nazwiska i może czegoś jeszcze w rodzinie). Równie chętnie ci agenci pośledzą każdego, wystarczy zapłacić. Kto za pieniądze gotów jest popełniać przestępstwa przeciwko drugiej osobie, ten potrzebuje resocjalizacji. Takich ludzi najpierw trzeba naprawić, zanim będą mogli żyć między nami: sama grzywna ludzi raczej nie naprawia. Warto tu zresztą odnotować, że aż do bodajże II poł. 2015 r. za udział w grupie przestępczej praktycznie nie wydawano wyroków w zawieszeniu ani grzywien, dopiero minister Borys o nazwisku Budka dodał haniebny art. 37a KK, który umożliwia orzekanie grzywny za niemal każde przestępstwo poza zupełnie najcięższymi. Jednakże cała ponad 50-letnia tradycja naszego Kodeksu karnego się temu jak dotąd sprzeciwiała; ze względu na to, że zawsze należało się więzienie (od 3 miesięcy wzwyż za udział w gangu), co do zasady nie stosowano nigdy za udział w gangu wyroków w zawieszeniu, bo po prostu takie jest prawo (chyba, że nadarzył się jakiś szczególny ku temu powód, podstawa prawna zawieszenia, tj. niewykonania w ogóle, wyroku więzienia) i było to nie tylko realizacją litery prawa, ale i czymś słusznym. Za udział w gangu należało się więzienie - i tak też będzie w przypadku "mafii telewizyjnej". I słusznie: obserwowane przez nas wszystkich (mniej lub bardziej świadomie) w skali makro typowe konsekwencje udziału w gangu politycznym: nieprzychylność (w tym także wyborcza), znieczulica na problemy jednostki i społeczne (polityczne), wręcz krycie tych problemów to sprawa dla kraju brzemienna w złe konsekwencje (rozkładanie się ustroju demokratycznego) – trzeba wybrać, czy przestępcy tacy mają dalej chodzić wolno po ulicach, czy też raczej chcemy panowania państwa prawa (bo nawet jeśli wykaraskamy się jako naród z tego zła, w które zabrnęła telewizja i polityka, z tej zbrodniczości i kryminalnej rutyny najgorszego sortu, to uda się to nam nieomal "cudem" i o włos od bardzo realnej w takim przypadku porażki, czyli zniszczenia demokracji i praw człowieka, zaprowadzenia totalitarnej niewoli; powie się wtedy, że "niebezpieczeństwo, iż już z tego nie wyjdziemy – i to 'my' jako cały świat – było przez cały czas naprawdę bardzo poważne"). W szczególności, te kary więzienia są słuszne, bo kto za pieniądze popełnia przestępstwa przeciwko drugiej osobie, ten wymaga resocjalizacji. W tym zaś przypadku ta antyludzka mafia ma dodatkowo charakter polityczny, to znaczy ma oparcie w urzędach skarbowych, w Policji, w prokuraturze i sądach, w partiach politycznych i mediach, co czyni ją szczególnie groźną, a udział w niej szczególnie szkodliwym społecznie - prowadzi bowiem do wypaczania ustroju, do totalitaryzacji. Członkowie takiej żądnej pieniędzy grupy przestępczej cechują się potrzebą zabezpieczenia politycznego (poparcie dla mafijnych partii), krycia tematu przez media, a więc niejako oszukiwania reszty społeczeństwa, że temat nie istnieje (i że poszczególnych polityków można sobie mądrze oceniać obserwując ich występy w TV); ponadto w skali masowej typowo wykazują tacy naturalną w takich przypadkach pewną znieczulicę względem ofiary: doskonale wiedzą, jaki ma problem (przecież ma miejsce wręcz aż podsłuchiwanie czy ciągłe podglądanie komputera), a i tak nikt nie pomaga. A przecież mogliby się odezwać, pomóc, przecież ich rodzice czy dziadkowie nie mają instalacji podsłuchowej w mieszkaniu... nikt jednak się nie odzywał, nikt nie był gotów i chętny pomóc. Zamiast tego wręcz dręczą swoją ofiarę, jest to tak powszechne, że z czystym sumieniem można powiedzieć, że dotyczy każdego, kto do mafii zorganizowanej wokół telewizji się zapisał i kto miał okazję jakoś choćby drobnie podokuczać, bo był w pobliżu. Taka postawa (powszechna u agentów) to spora zmiana na gorsze w porównaniu z tym, co w skali masowej ma miejsce u ludzi nieuprzedzonych względem pokrzywdzonego. Tak samo szkodliwą konsekwencją jest znieczulica na straszliwą krzywdę dla kraju: szpiedzy bowiem nie rozprzestrzeniają na lewo i prawo informacji o tym, jak jest źle; tymczasem normalny człowiek, owszem, zszokowany natłokiem zła w polityce chętnie przekazałby wieść innym (oczywiście część to głupcy i uwierzą, że prawo może im zakazywać szerzenia informacji o złu w Policji, w polityce) - to szerzenie to stan normalny, natomiast grupa przestępcza wprowadza wielkie pogorszenie podejścia wśród swych członków. Nie wyobrażam sobie niższej kary dla członków antyludzkiej mafii niż średnio rzędu 1 rok więzienia. Często wręcz należałoby tu się 1,5 roku więzienia, bez zawieszenia oczywiście, co najwyżej z możliwością przedterminowego zwolnienia po roku (w razie terminowego stawiennictwa w zakładzie karnym). Przecież ten człowiek P.N. ma wobec takich osób nieomal zero prywatności, zero tajemnic, a przynajmniej bywa tak np. w godzinach ich pracy, a to jako stan przewlekły "ciągłe śledzenie" oznacza najpoważniejszy możliwy przypadek rozkradania z tajemnic (bo odzierający zarazem całkowicie z pewnego prawa człowieka). Przy tym pamiętajmy argument ogólny, polityczno-systemowy: jeśli tych ludzi nie pokara się więzieniem, lecz np. tylko grzywną, to zapamiętają sobie, że przestępstwa w zasadzie można popełniać (bogaci ludzie mogą sobie tworzyć wielkie gangi), trzeba tylko mieć odpowiednie "plecki" w polityce. Tymczasem taka postawa naprawdę wymaga resocjalizacji. Skoro się zrozumie, że niebezpieczeństwo niewydostania się państwa z totalitarno-bandyckiej matni było przez cały czas bardzo poważne, że jako świat byliśmy o krok od katastrofy ogólnoludzkich wartości, to nie będzie już powodu z pobłażaniem traktować winnych temu złu, czyli członków państwowej mafii. Nie można ograniczyć się z rozliczeniem do samych mediów, bo niestety zawsze może zajść sytuacja, w której media są skorumpowane lub z innych przyczyn złe; naród mimo to powinien zawsze wykazywać się dojrzałością i nie niszczyć przyjaznego człowiekowi ustroju. Aby tak było, potrzebny jest oddolny opór ludzi przeciwko kryminalizowaniu ich samych i to właśnie jest zadaniem prawa karnego, dlatego też nie można z jego zasięgu (i ze sfery dotkliwych kar) wyłączyć najszerszej części piramidy społecznej — jej podstawy, czyli mas zwykłych (kryminalizowanych) ludzi. Pamiętajmy przecież, że bez nich ci na górze nic by nie mogli. Problem pobłażania i lekceważenia państwowej antyludzkiej mafii jest rozproszony i tkwi w masach pozornie zwykłych ludzi wokół nas (to, co ich odróżnia, to że są skorumpowani, skryminalizowani, zapisali się już do mafii, może nawet: zdarzyło im się kiedyś źle potraktować pokrzywdzonego, krótko: mają coś na sumieniu). Na marginesie dodajmy tu, odnośnie już ściśle sprawy "Kontroli Operacyjnej" SYGNITY, czyli jednego z obszarów przestępczej działalności gangu, że to nie ma znaczenia, że być może telewizja poradziłaby sobie sama (po odpowiednim przerobieniu programu komputerowego) z przechwytywaniem obrazu ekranu po prostu obsługując to samemu przez Internet. Bronienie się w ten sposób to w istocie forma wiary w wyścig do przestępstwa: "na pewno ktoś je popełni, więc nie dajmy się wyprzedzić i zgarnijmy kasę". Innymi słowy życzenie wyrażające się w zaaprobowaniu wyścigu do przestępstwa jest następujące: "niech wiara w opłacalność przestępstwa będzie zaraźliwa: o ile są jacyś w to wierzący, to niech i nam się ta wiara udzieli". A odpowiedzialność ma być rozmyta. Tymczasem jednak każdy sam odpowiada za swe czyny, w głowie każdego człowieka z osobna (i u wszystkich naraz) musi zapadać ta decyzja "NIE, nie zrobię tego", trzeba ich wszystkich kształtować przy pomocy kar, dopóki tego celu się nie osiągnie. Kar nie dobiera się więc na zasadzie filozofowania o centrach odpowiedzialności i o alternatywnych scenariuszach. Po prostu jeśli tacy nie pójdą do więzienia, to dalej będą uważać, że przestępstwa za kasę (w ramach państwowej antyludzkiej mafii) można popełniać, byle by "plecy" były. I tak samo w skali całego społeczeństwa, w skali historycznej: jeśli nie ma odpowiednio wysokich kar więzienia, to takie działania, jak np. (specjalność policjantów po godzinach) jeżdżenie za pokrzywdzonym, by wskazywać jego miejsce telewizji (która następnie dręczy go non stop wszem i wobec dźwiękami, komunikując się z odpowiednimi nieruchomościami), będą dalej uważane za opłacalne, jeśli kiedyś taki skandal się powtórzy i rozwinie (np. za 15 lat). A zatem to jest to kryterium decyzyjne (tzw. cel prewencyjny kary – powinien on być spełniony), którym nie jest jakieś filozofowanie o rozmytych odpowiedzialnościach "na dole". Kierowanie się tym, że istnieje wyścig do zła czy przestępstwa ("i tak ludzie będą je popełniać"), jest (jak można raz po raz usłyszeć czy przeczytać) typowe w sytuacjach istnienia zła strukturalnego, przestępczego systemu, a przy tym nie zasługuje na żadne usprawiedliwienie, wręcz przeciwnie: bo taka okoliczność, jak istnienie woli cudzej i uczestnictwo z tego powodu w "wyścigu" (do nielegalnych wyższych zarobków, do zgłoszenia się jako pierwszy, wyścigu, by nikt inny za mnie tego nie zrobił), jest właśnie z powodu swej pozornej "mocy rozgrzeszającej" tym większym wabikiem i dlatego jest tym groźniejsze, a zatem tym bardziej "załazi za skórę" wymiarowi sprawiedliwości i tym ostrzej, surowiej może należałoby zwalczać tak rozumujących – jako tym bardziej zdemoralizowanych i demoralizację siejących (problem degrengolady zakładowej). Jest to przecież tak proste, logiczne, a tymczasem wielu tego nie pojmuje, zastawiając się zamiast tego (za przeproszeniem) nieomal kościelnego rodzaju wymówkami, racjonalizacjami wobec swego sumienia, które w sprawiedliwym dbającym przede wszystkim o spełnienie celów kary sądzie są nic nie warte (inną np. taką dosyć niemądrą, a potencjalnie idącą w parze z tamtą o zepsuciu powszechnym, wymówką jest "potrzebowałem pieniędzy", która w języku prawnym nazywa się przecież "uczynił sobie z popełniania przestępstwa stałe źródło dochodu" – co jest podstawą do, uwaga, zwiększonej o połowę górnej granicy karalności). Przy tym wzajemne umacnianie się w jakiejś grupie ludzi przez (wyrażaną słowem czy czynem) wiarę w to, że "na pewno będzie niejeden chętny do przestępstwa", prowadzi do tego, że istotnie tak jest: łatwo może to być samospełniająca się przepowiednia, co już samo w sobie jest dostatecznym powodem, by jako wymówkę wykląć to na zawsze ze świata prawniczego i wręcz taką postawę i przekonania uznać za coś kompromitującego, a nie pomagającego i usprawiedliwiającego. Także: sprawa jest dosyć jasna, wiadomo, że sprawcom grozi więzienie, gdy ujawnione będzie w mediach (np. tych, które podobno sam pokrzywdzony Piotr Niżyński ma wprowadzić na rynek) to, co się dzieje z krajem i światem. I odpowiednio surowa kara grozi im bez względu na innych, bo to nie od innych zależy kara, lecz od wniosków z celów stojących przed prawem karnym, takich, jak np. prewencja ogólna (jej idea wyraża się słowami "karać po to, by naród tak nie czynił, i na tyle surowo, by go skutecznie od tego odstraszać, a przestępstwo zepchnąć na margines"; pamiętajmy tu, że decyzja przestępcy o wejściu w przestępczy układ zależy od jego oceny ryzyka, a ta jest proporcjonalna do prawdopodobieństwa zajścia niepożąadnej sytuacji, tj. kary, i jego dolegliwości/istotności – w praktyce sąd orzekając wpływa na ocenę ryzyka głównie przez to drugie, tj. przez określenie dolegliwości kary, zaś powinien przy tym jeszcze sam dokonywać oceny ryzyka niespełnienia celów kary i odpowiednio do wiążących się z tym złych konsekwencji dla naszej państwowości w przyszłości dobrać karę nie za łagodną, by to ryzyko zminimalizować, skoro nie ma pewności co do tego, jaka kara z jakim prawdopodobieństwem odniesie wystarczająco korzystny wpływ). Wyjaśnię tu jeszcze tak oto błędność podejścia, iż "na pewno znajdą się inni chętni, więc ja mogę też skorzystać"; podejścia, które wierzy w to, że wyraża się w nim okoliczność łagodząca. Państwo nie może wychodzić z założenia, że podstawowy cel kary, jakim jest prewencja ogólna (zapewnienie, że ludzie w ogólności tej rzeczy nie robią), w tym przypadku: prewencja ogólna "na dole", u mas pracowników-bandytów (bo zakładamy, że chcemy ich też wychować, nie tylko próbować wpłynąć na kierowników), jest już przegrany, niespełniony. A to tutaj właśnie jest założeniem w rozumowaniu sprawcy, czyli sąd nie może go podzielać. Z punktu widzenia państwa, jeśli jest zawsze ("i tak") masa chętnych do przestępstwa, to wręcz tym surowiej trzeba karać, by lepiej odstraszać, a nie brać to za okoliczność łagodzącą. Jest to wręcz zrozumiały wstępny rozpęd karania, dopóki tej masowości osiągnięty poziom kary (wg tego modelu) nie wyeliminuje. Państwo więc wychodzi z zupełnie innego założenia: że pewnych zasad nie można sobie odpuścić; i z innego (lepszego) stanu przyjętego niż taki tłumaczący się przestępca, następnie wnioskując z niego wstecz w czasie (porównawczo) o tym, jakie ryzyko, jak duże, powinno było wiązać się z przestępstwem. Przez odpowiednie podnoszenie kary, jaka spotka przestępcę i przestępców w ogólności, ryzyko tak się zwiększa, że skutecznie zanika masowość danego procederu: oto właściwy sposób rozumowania państwa. Jeśli więc będzie rozliczenie (w co oczywiście sprawca nie wierzy, ale zawsze można przydzielić jakąś szansę takiej ewentualności), to wbrew pozorom będzie ono surowe i (tam, gdzie to w ogóle realne) prowadzone bez względu na ilości sprawców — i na to, że przestępstwo "i tak by się pewnie ziściło".
Zakładów karnych można sporo zbudować, finansowo to nie jest za duży problem dla silnego państwa: np. można budować takie 400-osobowe, jakie już istnieją tu i ówdzie, po dwa czy trzy na danym obszarze, a inwestycji takich (całe kompleksy na średnio np. 1000 osadzonych) rozpocząć przynajmniej np. 10-20 rocznie, zarazem rozkładając wykonanie kary wobec różnych osób na łącznie 15 lat (w tym roku idą ci, w tamtym tamci); można też uzyskać pomoc z zagranicy w celu kilkakrotnego poprawienia wyniku. W efekcie realne będzie chwilowe (roczne) osadzenie w więzieniach łącznie nawet i pół miliona czy miliona osób z Polski na przestrzeni lat. Z pożytkiem dla nas wszystkich. Tak, aby ich to łamanie prawa i psucie ustroju bolało, bo mądrego odpowiedzialnego człowieka (o normalnych europejskich wartościach) to zawsze boli. Pamiętajmy też, że w firmach bandytyzm podsłuchowy i wsparcie dla telewizji są obecne za sprawą samego ich właściciela-inwestora, tego zaś skorumpował urząd skarbowy ("może pan nie płacić podatku od dochodów osobistych, np. dywidendy, w zamian proszę o..."), zaś urzędnik skarbowy - jako funkcjonariusz publiczny - gwarantuje, że przestępstwo się nie przedawnia. PRZESTĘPSTWA NA ZLECENIE FUNKCJONARIUSZY PUBLICZNYCH, KRYTE Z PRZYCZYN POLITYCZNYCH, SIĘ NIE PRZEDAWNIAJĄ — ART. 44 KONSTYTUCJI - I DOBRZE! (Jeśli chodzi o pojęcie "zlecenia", to jako jego przykład z życia codziennego przytoczyć tu mogę np. zamawianie taksówek: u kierowców wyświetlają się zlecenia, które dzwoniący im wysyłają za pośrednictwem telefonistki; zlecenia te na bieżąco podczas obsługi telefonicznej są zapewne nawet podejmowane przez któregoś z taksówkarzy – bo oni się często "ścigają" o nie, chcąc być pierwszym, tym, który zlecenie przyjmie, po to, by jak najwięcej zarobić. Jednakże przecież żaden taksówkarz nie musi konkretnego zlecenia podjąć, może je odstąpić komu innemu, jeśli jest dla niego niewygodne. Podobnie jest z przestępstwami "na zlecenie" funkcjonariuszy, przecież nie znaczy to, że musi istnieć np. czynnik strachu lub że podwładny ma obowiązek popełnić przestępstwo, lub że wydany został jakiś wiążący rozkaz ani że informującemu o zleceniu jakoś zależało na jego podjęciu przez informowanego itp. Oferta, nawet informacyjnie przedstawiona przez urzędnika skarbowego, jest więc już zleceniem: poleca się komuś, czyli powierza, wykonanie czegoś, tj. instalację systemu komputerowego SYGNITY — oczywiście o ile chce tego podatku od dochodu osobistego nie zapłacić.)
Dwie rzeczy, w które bardzo wierzą jako w swe wybawienie przestępcy podsłuchowi - ci nasi polscy, jak i za granicą, bo problem jest ogólnoświatowy - to: 1) "plecki", czyli poparcie w wysokich i wpływowych kręgach, które "już na zawsze" wybawia ich od odpowiedzialności, w szczególności: to, że w aferę zamieszani są podobno papieże, 2) "omerta": brak dowodów, zmowa milczenia.
Jedno i drugie to nonsens, a wybawienie tych pracujących nad człowiekiem i aktywnie go atakujących przestępców od kary, mimo że usługują bardzo groźnej mafii, byłoby tragedią dla kraju.
O "pleckach" w postaci Jana Pawła II czy Ratzingera w ogóle proszę zapomnieć. Zacznijmy od tego, że przychodzicie Państwo na spotkanie w sprawie pracy, spotykacie pewnego człowieka, który ma być waszym szefem. Nic o nim nie wiecie poza tym, że jest bandytą - to akurat pewne, próbuje was wciągać w zorganizowaną przestępczość podsłuchową (firma dąży do wykradania ekranu laptopów/telefonów, zamienia swoim 112 przy wyjętej SIM w nr do podsłuchiwania itd.). I ten człowiek, czyli bandyta, zaczyna wobec was oskarżać Jana Pawła II?! Czy to aby nie za wcześnie, by dawać temu wiarę? Może po prostu ten nikczemnik kłamie? Równie dobrze rzecz mogłaby być rezultatem kliki Kaczyński-Tusk. A zatem trudno usprawiedliwiać taką postawę podległości, usłużności. Ale idźmy dalej: sprawa ma ujrzeć światło dziennie, wychodzi na jaw, że faktycznie inspirowali to papieże. OTÓŻ W TAKIEJ SYTUACJI TAKŻE I TO POWINNO WYJŚĆ NA JAW, CO TO BYLI ZA LUDZIE - bo wie to telewizja. Że najprawdopodobniej byli zamieszani jako organizatorzy w zbrodnie przeciwko ludzkości, morderstwa (ślady tego do dziś możemy oglądać w nagłówkach prasowych z przedednia katastrof), w pedofilię, inne akty zboczenia. Że byli prawie na pewno niewierzący, na co zostawiali istotne poszlaki, a w 2016 roku papież Bergoglio (podobne do Nergal, prawda?) miał może nawet kilkaset ofiar (sam Jan Paweł II miał ich może kilkaset, wliczając tu zamach na Egypt Air w 1999 i zamach na Kursk w 2000 r.). Jan Paweł II przecież raczej nieprzypadkiem, po długim publicznym umieraniu, odszedł w 9666-tym dniu pontyfikatu, jak podaje Wikipedia i jak łatwo sprawdzić. Także: raczej zapomnijcie o tego rodzaju "pleckach" (tym bardziej, że pamiętajmy, iż raptem jakieś 32% narodu to praktykujący katolicy: praktykujący, tzn. chodzący do kościoła co niedzielę - w badaniach Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego wychodzi więcej, rzędu 39%, ale wliczono tu wszystkich, co przyszli w dniu badania do kościoła, a jest to grupa szersza niż tylko praktykujący katolicy, bo są też tacy, co w kościele bywają raz na kilka tygodni i tego dnia akurat przyszli: rzędu 6-7 proc. z grupy ogółem np. 18-procentowej). Już raczej właściwe zabezpieczenie (zaplecze) szpiega to te dotychczasowe partie polityczne, te media (jednakże pamiętajcie, że Niżyński jako bogaty człowiek, który szczycił się na blogu w 2013 r. kilkumilionowymi sumami, może zdołać samemu założyć media elektroniczne, gdy się ze swymi podstawowymi kłopotami upora, a przy tym w dzisiejszych czasach nawet zwykłym spamem można dotrzeć do mas ludności)... To naprawdę głupota upatrywać wybawienia od odpowiedzialności w tym, że pewne potężne siły są z nami. Najpotężniejszą siłą w skali masowej jest moralność. Nawet, jeśli nie każdy, to spora część ludzi (większość) ma zakodowane w umysłach pewne podstawowe zasady i ich w ciągu życia nie porzuci. Wobec takiej powszechnej siły w ludziach nie ma już przesadnego znaczenia to, że "media" są w sprawie, że "papież" jest w sprawie, jak to się mówi, że PO, PiS itd. mają najwyraźniej swoje na sumieniu. Każdy może założyć nowe media, może sobie artykuły pisać o temacie. Wspólników do spółki znajdzie wszędzie. 5-10 tys. zł razy 20 i już jest wstępnie przyzwoita sumka, a może i więcej by się uzbierało. Prawda? Nie trzeba nawet mieć pieniędzy. To nie to, co produkcja procesorów, biznes, na którym prawie nikt się nie zna i prawie nikt nie wie, czy i na ile jest opłacalny. Tu stronników można znaleźć wszędzie.
Również i "omerta", zmowa milczenia w firmie, brak dowodów to złudna nadzieja. Sposobów na skuteczne poprowadzenie śledztwa jest wiele. Zacznijmy od tego, że wszyscy agenci są wpisani wraz ze swymi danymi osobowymi w bazie danych TVP, tej, która im także udostępnia podsłuch w nrze 112, ale to oczywiście tylko sam zapis, a liczą się konkretne sytuacje, świadkowie. Jedną z najskuteczniejszych metod rozpracowywania wszelkich firm - i twoje miejsce pracy, jeśli jesteś agentem, już dawno jest dzięki niej prawie na pewno "rozpracowane" (gotowe i tylko czekające na to), nic już w tym zakresie zmienić nie można - jest metoda śledzenia zmian pracy. Załóżmy, że mamy pewien wstępny odsetek rozpracowanych innymi metodami firm - niech to będzie np. 20%. Oczywiście w każdej takiej firmie, np. knajpce, część (nawet spora część) pracowników zmieniła kiedyś pracę (przed czy po tej, na której tutaj się skupiamy). Te ich inne prace są dosyć losowe, z czego wynika, że np. w sporej części (np. w ramach gastronomii, knajpek) również przesiąknięte przestępczością podsłuchową i teraz (biorąc pod uwagę odsetek startowy 20%) w 80% nierozpracowane. A zatem dzięki tym pracownikom odkrywa się sporo nowych firm: jest po prostu dostępność świadka, który już i tak ma wyrok zapewniony, bo pracował w firmie rozpracowanej, natomiast może pomóc rozpracować od wewnątrz kolejną, stając się świadkiem koronnym. I w ten sposób pierwszy krok został uczyniony: z 20% do np. 30-40%. Idąc dalej takimi tropami liczba firm rozpracowanych będzie się powiększać, aż osiągnie pewien limit. Ten limit to sporo ponad 99,9%. Liczono to matematycznie. Po prostu jest bardzo nieprawdopodobne, że np. na 10.000 firm z SYGNITY w 9900 mamy sytuację całkiem rozpracowaną, a w 100 pozostałych żaden z pracowników nie miał nigdy nic wspólnego z żadną z tych 9900 (czyli z 99,99% firm dostępnych na rynku). Krótko: PRAKTYCZNIE WSZYSTKIE FIRMY MOŻNA ROZPRACOWAĆ OD ŚRODKA NA TEJ ZASADZIE, nawet przyjmując bardzo zachowawcze, niskie oszacowania czynników rynkowo-psychologicznych (odsetek chętnych na bycie świadkiem koronnym, średnia liczba pracowników w firmie itd.). Inna metoda: rekrutacje. "Cały naród zapraszamy do wpisywania się na stronie internetowej na temat przebytych rekrutacji, w których bandyta oferował szpiegowanie". Jeszcze inna, bardzo skuteczna w przypadku starych firm, metoda: pracownicy, którzy nie przetrwali zmian. Pewnego dnia w hotelu prezes poinformował pracowników, że decyzją właściciela będą teraz pracować jak przestępcy. Oczywiście nie każdy się na to zgodził. Ci, którzy wtedy zrezygnowali z pracy, licząc, że w innym np. hotelu będzie inaczej, nadają się na świadków co do tej firmy. Jeszcze inna metoda: szef. Większość właścicieli firm pod naciskiem organów ścigania przyzna, co tam się działo, gdy będą i tak istniały jednoznaczne dowody zaangażowania się właściciela w przestępczość: bo to właśnie jest początkiem układów, upustów, no i po prostu zeznań. Również dane z bazy danych TVP są często trudne do wytłumaczenia inaczej: skąd te wszystkie dane osobowe, w dodatku poprawne, w tabelach dostępowych nru 112? Szef dostąpił "nawrócenia": nie chciał nakłaniać do przestępczości, za to stał się oszustem? Nonsens. Nie ma tu wiarygodnej kontrteorii względem teorii o jego tkwieniu w przestępczości podsłuchowej i w tej mafii. Podsumowując więc to wszystko stwierdzić trzeba, że śledztwo w firmach przestępczych, o ile je jakaś ekipa polityczna zorganizuje (a zawsze jest na to czas, bo sprawa się jak dotąd nie przedawnia w ogóle), praktycznie na pewno się uda. Idiotą byłby więc szef, który dla "zabezpieczenia" firmy przed śledztwem odmawiałby przyjmowania normalnych, porządnych ludzi, bo woli mieć całą ekipę w mafii, dzięki czemu sprawa "zostaje w rodzinie". To nonsens i nieporozumienie. Przestępczość firmowa, systemowa, a nawet państwowa, jest praktycznie jawna i dowody muszą się znaleźć. Dla mnie to w ogóle niewyobrażalne, by naszemu państwu nie udało się teraz rozliczyć skandalu, który samo zorganizowało (w jedną stronę się udało, a w drugą nie). Byłaby to prawdziwa hańba i zresztą nie ma nawet obaw, że tak będzie.
Pamiętaj również, że każdy, kto popełnia przestępstwo, ma jakieś swoje dla niego wytłumaczenie. On nawet w nie wierzy, choć właśnie jest błędne i taka sytuacja, w jakiej się znalazł, co do zasady przestępstwem kończyć się nie powinna, choćby nawet miało to boleć. Przedstawianie psychologii siebie jako sprawcy: swych wewnętrznych motywów, pobudek nie jest więc tożsame z usprawiedliwieniem(!). Przecież to głupie, niepoważne wobec zasad państwa wyrażających się w prawie, prawach człowieka i demokracji: to tak, jakby powiedzieć "mam cię w nosie, ba, szkodzę ci, rzucam ci wyzwanie, ale mnie szanuj". "Niszczę twój ustrój, klejnot Polaków, wywalczoną wolność, ale mam być doceniony i pogłaskany po główce". Otóż prawdziwe, obowiązujące prawnie okoliczności łagodzące to te, które wymienia Kodeks karny (np. ujawnianie roli współsprawców przestępstwa, pojednanie się z pokrzywdzonym, niepełnoletniość, starania w kierunku przeciwnym do przestępstwa już po dokonaniu zakazanego działania, udowodnione błędne przeświadczenia, ograniczenia zdolności kierowania swym postęþowaniem, ...). Natomiast to, co ludzie przytaczają jako swe typowe wewnętrzne motywy, to, co rzekomo "usprawiedliwia", w rzeczywistości prosi się aż o uznanie wręcz za powód do wyższej karalności: przykład: "zrobiłem to dla pieniędzy" -> wiele ludzi popełnia przestępstwo dla pieniędzy -> zatem: jest to szczególnie groźny z punktu widzenia potrzeby zwalczania takiej przestępczości motywator, bo szczególnie skutecznie kuszący -> tym surowiej należy karać przestępstwa popełnione z danych pobudek, np. finansowych (ludzie muszą pamiętać, że nie ma pobłażania). Dokładnie tak samo można by traktować naciski: to twoja reakcja w chwili nacisku o wszystkim decyduje i tym bardziej trzeba przyłożyć się do jej właściwego uformowania, że przeciwne siły są bardzo istotne i nie do zlekceważenia, bo po prostu kuszą w tych firmach skutecznie. Przyjmijmy wprawdzie, że - nieco w ramach chrześcijańskiej wyrozumiałości i miłosierdzia - nie chcemy ludzi, którzy znaleźli się w trudnej może a powszechnej sytuacji życiowej, karać dodatkowo, podwyższać im wyroków, że to jest przesada nieznająca miłosierdzia; OK, ale na pewno nie jest ta trudna sytuacja powodem do obniżenia wymiaru kary. Do dawania grzywien czy wręcz puszczania przestępstw płazem. To byłoby sprzeczne z celami państwa. (Natomiast dodatkowo kara się za motywacje zasługujące na szczególne potępienie, np. za dręczenie kogoś, "bo tak fajnie wtedy krzyczy", pozostańmy więc przy tym, że "potrzeba finansowa" czy "wymagania pracodawcy" to dosyć typowe motywacje, za które ani się nie podwyższa, ani nie obniża należnej kary.) Inna naiwna nieco koncepcja jest taka, że kto powie coś o współsprawcach przestępstwa, zezna coś przed organami ścigania, ten już na pewno dostąpi nadzwyczajnego złagodzenia kary, tzn. nie pójdzie do więzienia. Bardzo to proste, ale to doprawdy naiwność. Takie rzeczy, jak zeznawanie, się waży; choć Kodeks karny podaje "sąd stosuje nadzwyczajne złagodzenie kary" [w przypadku sprawcy, który ujawnił...], to jednak nie znaczy to nic więcej ponad to, że taka współpraca z organami ścigania to PODSTAWA [tzn. dostateczna, prawem uregulowana podstawa] do nadzwyczajnego złagodzenia kary. (Sąd niczego nie robi "bez powodu". Zawsze musi to być "zasadne", tzn. uzasadnione, mieć swoją podstawę. W miarę możliwości decydują podstawy ustawowe.) A tymczasem zgodnie z Kodeksem karnym jeśli jest zbieg podstaw do nadzwyczajnego zaostrzenia (podwyższenia górnej granicy) oraz złagodzenia kary, to sąd może zrobić z tym cokolwiek: złagodzić, zaostrzyć karalność, nie zrobić nic. W istocie więc jest to kwestia oceny, zważenia poszczególnych czynników. Na niekorzyść agenta przemawiają, jako czynniki podwyższające górną granicę karalności o połowę, następujące problemy: 1) działanie w ramach zorganizowanej grupy lub związku mającego na celu popełnienie przestępstwa, 2) zbieg przestępstw, tzn. powtarzanie przestępstwa wielokrotnie, raz za razem, regularnie, 3) uczynienie sobie z przestępstwa stałego źródła dochodu. Nawet, jeśli zlekceważyć tu pkt 2, a dodać za to młody wiek jako podstawę do złagodzenia (irracjonalne, bezsensowne, w ten sposób zawsze młodych się będzie używać do przestępstw, bo to bezpieczne), to i tak wychodzą 2 czynniki przeciwko dwóm - nie uzasadnia to samo w sobie wyraźnie ani złagodzenia, ani zaostrzenia karalności, sprawa jest otwarta. Oczywiście zeznawanie jest korzystne dla winnego (sąd to potrafi i powinien docenić, są na to odpowiednie paragrafy), ale od więzienia to takiego więc co do zasady nie zwalnia, chyba że zostaje świadkiem koronnym.
Poza tym, skoro już jesteśmy przy tym, że może "do wybaczenia" jest to zło wśród młodzieży, np. z powodu "konieczności rynkowej" (w dużej mierze jej nie ma): trudno usprawiedliwiać w ogóle postawy w tym narodzie w temacie problemu podsłuchowego. Wysyłano na ten temat maile nawet do milionów ludzi. W Polsce dorosłych jest 30 mln. ludzi. Gdzie te maile? Czy przekazano je sobie nawzajem? W dzisiejszych czasach to takie proste! Nie trzeba konno jechać tygodniami do drugiej osoby odległej o setki kilometrów, nie trzeba nawet telefonować i po kilkanaście minut opowiadać, jaki jest problem... Czy tak trudno wpisać w Internecie w wyszukiwarce "blog o Piotrze", wejść na tę stronę, wysłać wiadomość przez przycisk "Kontakt z autorem"? Przedstawić mu swoją sytuację, powiedzieć coś do kamery, z czego później opublikowano by film, reportaż o tej wielkiej hańbie współczesności? Już nawet mniejsza z nagrywaniem rozmów z pracodawcami, ale najprostszej rzeczy tutaj brak... Przecież ci pracodawcy darowaliby sobie nakłanianie do przestępczości, gdyby spodziewali się w reakcji na to robienia z nich aferałów, publicznie i w Internecie, a nawet wobec posłów. Przemyślcie to. Tymczasem jednak chyba ani jeden niezadowolony jak dotąd się nie znalazł, choć miejsce, w które można się zgłaszać, jest publicznie znane, wrzeszczano o nim do milionów. Ci agenci, podobnie jak naród w ogólności, są w sporej mierze sami winni swej sytuacji, bo nikt jakoś nie próbuje się przed nią bronić, nie oponuje, nie zwraca się we właściwe miejsce, to znaczy do pokrzywdzonego (olejcie te skorumpowane i zepsute instytucje w rodzaju Policja i media, ale pokrzywdzony na pewno się chętnie waszym problemem zajmie). Przecież jakiś odsetek niezadowolonych, borykających się z problemem wśród czytelników pewnie się znajdzie. Nie wiem zatem, co miałoby agentów w postaci np. pracowników młodzieżowych usprawiedliwiać. O sprawach finansowych już pisałem (można na studiach zaocznych poradzić sobie z 4-5 noclegami w tanim hostelu miesięcznie + koszty dojazdów, łącznie za ok. 400 zł na miesiąc), a przy tym uczestnictwo w tym gangu z przyczyn finansowych jest głupie, jak już dowiodłem 7 akapitów wyżej.
Zauważmy, że w kwestii rozliczenia nie mają sensu: - koncepcje rezygnujące z egzekwowania praw człowieka i karania za ich naruszenie - gdyż prowadzą do upadku demokracji na rzecz systemu mafijno-autokratycznego, - koncepcje rezygnujące W RAMACH WYJĄTKU z egzekwowania praw człowieka i karania za ich naruszenie - gdyż prowadzą do upadku demokracji na rzecz systemu mafijno-autokratycznego – następnym razem bandytom na szczycie (powołują się tym razem na papieża, jutro np. na jakiegoś Putina) może się udać ostatecznie i nieodwracalnie wypaczyć system (już teraz jest bardzo źle, państwa mordują, torturują, fałszują wybory, fałszują opinie biegłych, a werdykty w sądach są kupowane przez telewizje): skoro nie rozliczy się TEJ sprawy, to dlaczego spodziewać się rozliczenia innej podobnej w przyszłości?, - koncepcje, w których tylko jakieś "kierownictwo" odpowiada za przestępstwa (doliczmy tu nawet telewizję, media, partie polityczne, właścicieli firm). Jest to nonsens, gdyż kierownicy to ludzie potężni, dysponujący kapitałem i wpływami. Co z tego, że będą im grozić w takim układzie nawet szczególnie wysokie kary, wskutek dużej dostępności miejsc w więzieniach, skoro po prostu w tego typu sytuacjach, jak ta, w której obecnie jest Polska, tzn. w sytuacji masowej złej woli w mediach, sprawa mogłaby im się po prostu powieść, udać, mogliby pozostać bezkarni? Nakupują sobie ludzi tyle, że problemem będzie w ogóle to ścigać, tym bardziej, że będzie już ktoś inny (Piotr Niżyński) w kolejce. Skoro już raz skryminalizowane masy wygrały "ostatecznie" (zresztą nie wierzcie w to!), niechętnie, ale rzekomo "z konieczności", to w przyszłości w perspektywie np. 15 lat nowe grupy bandyckie będą oczekiwać kolejnych zwycięstw na podobnej zasadzie. Masy będą chętnie sięgać po owoc zakazany, popełniać za pieniądze przestępstwa przeciwko drugiemu rodakowi, uczestniczyć w antyludzkiej mafii państwowej. A tymczasem wina jest po obu stronach bardzo istotna. Nieliczna góra i szeroki dół piramidy społecznej potrzebują się wzajemnie, przykładem takiego wzajemnego uzależnienia jest np. potrzeba sukcesów wyborczych u polityków... otóż państwom potrzeba zwalczać dostępność także i tego szerokiego dołu, wywoływać oddolny opór przed stawaniem się przestępcą, a temu właśnie m. in. (jako tzw. "prewencji ogólnej") służy prawo karne. I właśnie, a propos elektoratów i węzła wyborczego wiążącego polityków z narodem, jedna z podstawowych domniemanych win (obok znieczulicy i korupcji) tego gigantycznego gangu podsłuchowego to jego zły wpływ na politykę, także wyborczy - przecież potrzeba bezpieczeństwa ("plecków") to w takich sprawach, jak publiczne nieomal popełnianie przestępstw, zupełna podstawa, choćby nie wiem, co innego próbowano ludziom wmówić...
Chciałbym tu na koniec raz jeszcze wspomnieć o bardzo przykrej sprawie, o której przychodzi pomyśleć, gdy tematem jest kwestia wewnętrznej wartości i mądrości narodu, jego członków. Tą przykrą sprawą jest fakt, jak wielu ludzi z bardzo głupiego powodu nie prześle tego maila do innych, choć ma do nich kontakt. A tymczasem powinni nie tylko to zrobić, ale i zrobić bardzo szybko, zaraz po odebraniu, zanim filtry spamu nauczą się go nie przepuszczać. W dawnych czasach, powtórzę, trudno było się komunikować: wymagało to wysyłania posłańców, tygodniowej czy nawet kilkutygodniowej jazdy konnej, po czym jeszcze taki posłanieć musiał wrócić. W czasach "telefonicznych" już było sporo lepiej, lecz i tak to 15 minut na wyjaśnienie problemu trzeba było poświęcić – w stosunku do każdego, komu wieść czy po prostu ostrzeżenie chcielibyśmy przekazać, a takich osób przecież może być np. 10 (150 minut to dwie i pół godziny). Tymczasem mamy erę globalnej Wioski i wystarczy kilka kliknięć, a ten e-mail obiegnie cały kraj, czyli 30 milionów dorosłych osób (a w miarę dorosłych, na tyle, by umieć czytać, korzystać z sieci i się nim zainteresować: trzydzieści kilka milionów). Jedyny problem tkwi w nas samych; problemem tym jest ludzka małostkowość, wstydliwość, głupota... Nie ma przecież żadnego, ale to absolutnie żadnego, zdrowym rozumem dającego się obronić powodu, by nie przesłać tego e-maila innym. Może jest on bezwartościowy z racji swej fałszywości, ale to nie ma wtedy znaczenia. Można przerwać przeczytawszy kilka akapitów. Natomiast może jest prawdziwy, a wówczas skutki byłyby tragiczne dla kraju, gdyby dalej problem lekceważono, a młodzież nieostrzeżona dalej ochoczo wstępowała do gangu (wraz jeszcze z innymi osobami, np. klientami agencji nieruchomości). Tego jest już naprawdę dużo. Będą z tego problemy, gdy przyjdzie bronić demokracji np. na demonstracjach. Pamiętajmy, że przesłać ten mail trzeba po pierwsze możliwie szybko, po drugie bez względu na status i stopień znajomości z osobą, której adres e-mail posiadamy, po trzecie wreszcie: trzeba wysłać do odpowiedniej liczby osób (wspomniane N+1). Połowa go nie czyta, z drugiej połowy np. 40% może być zamieszanych w aferę czy to samemu, czy poprzez partnera, dziecko, rodzica lub rodzeństwo. A więc ci nie pomogą. Pomóc może ewentualnie to 60% z połowy, czyli 30% odbiorców, ale z tego znowuż połowa może niestety okazać się w przykry sposób pozbawiona mądrości życiowej i nie przekazać maila dalej "z powodu wstydu". Bo nie ma w mediach, bo sprzedali temat pedofilii Jana Pawła II, temat skandalu w telewizji i inne takie tematy już dawno temu. Pozostaje 15%, czyli mniej niż jedna na sześć osób – jako odsetek tych, którzy przekazać by mogli mail dalej. Widać więc wyraźnie, ile potrzeba dla skutecznego powiadomienia ludzi, że problem jest znany (bo tylko o to chodzi: nie trzeba zmieniać swych preferencji politycznych, nie trzeba tego nazywać "przestrogą", bo jeszcze adresat pomyśli, że to ściśle o niego samego chodzi i że dopatrujemy się w nim cech kryminalnych, co może oznacza jakiś brak szacunku...). Trzeba wysłać do nawet więcej niż 7 osób (np. 10), bo mogą zdarzyć się blokady u operatorów poczty internetowej lub po prostu mogą powtarzać się te same osoby: trzeba więc autentycznie postarać się o te kilka adresów, najlepiej z prywatnych źródeł (adresy publicznie znane, np. posłów, typu imie.nazwisko@sejm.pl, po prostu przychodzą na myśl każdemu, natomiast adresy studentów z grupy już nie). To nie boli, a wstydzenie się tak bardzo, że aż napisać nie można, jest przypadłością jakichś pryszczersów i dzieciaków, a nie ludzi mających racjonalną i poukładaną hierarchię wartości, ceniących np. swój kraj. Proszę więc, wyślij ten e-mail do wszystkich, których adresy posiadasz, nadrabiając tym samym bezczynność tych, którzy też powinni to zrobić, ale im się nie chciało lub się wstydzili. Bez tego maila, bez znajomości strony www pokrzywdzonego porządni ludzie są jak owce bez pasterza: słabi i rozproszeni, bez szans na jakikolwiek własny głos w polityce.
Walczmy ze złą partią, która chce cenzurować Internet, chce jakiegoś polskiego stukania młotkiem sądowym czy urzędowym i ukrywania treści z Internetu, nawet z jego zagranicznych części, co ww. bandyci by pod jakimś tam pretekstem chętnie czynili. Nie popierajmy (nadziei) bandytów, bo to będzie kres polskiej demokracji i jawne łamanie konstytucyjnej wolności pozyskiwania i rozpowszechniania informacji przez państwo. NIE dla ochrony przestępczości np. w telewizji. PiS-owi nie powinno zostać nawet 10% poparcia w tym kraju, skoro większość ludzi korzysta czasem z Internetu i pewnie cieszy się z tego, że on istnieje i jest wolny. Jako, że większość ludzi łączy się z Internetem przez współdzielone łącza np. domowe, to ominięcie cenzurowania go pod pozorem usuwania pornografii będzie wymagało od po pierwsze jednej osoby, czyli użytkownika, po drugie tak samo od jeszcze drugiej, czyli właściciela łącza, śmiałości wystarczającej do zażądania wyłączenia blokad skierowanych przeciwko erotomanom, jeśli to w ogóle będzie prawnie możliwe. A tymczasem taki brak blokad, ograniczeń włączanych przez państwo powinien być standardem ze względu na Konstytucję. Prawdopodobieństwo, że rzadki przypadek ma miejsce jednocześnie u dwóch osób, niezależnie, jest iloczynem dwóch małych ułamków, czyli w ogóle ma rząd wielkości znikomy. Ludziom nawet nie zechce się wyłączać zbędnych politycznie narzuconych wartowników, a szkoda.
Proszę, wyślijcie Państwo ten e-mail do wszystkich swoich prywatnych kontaktów. Wstępnie dostały go ok. 3 mln. osób, to prawie 10% Polski. Jeśli filtry blokują propagację e-maila, uchroni przed tym zapewne zmiana samego tytułu. Doceńmy tę pocztę, bo nie jest łatwo wysłać ją do milionów i rzadko się to zdarza. O przypadkach nadużyć informujmy na forum.bandycituska.pl, tu zaś jest narzędzie dla "paranoików" do używania anonimowych adresów IP, które stanowi barierę nie do przeskoczenia nawet dla światowych Policji i służb specjalnych.
|